Podejście Polaków do zwierząt zauważalnie się zmieniło w ostatnich latach. Ze społeczeństwa, które nie widziało niczego złego w trzymaniu psów na krótkim łańcuchu, ich sterylizację postrzegało jako cios w prawo rozrodu, a nie zabieg higieniczny mający zapobiegać bezdomności, które uczyniło tradycję z zakupów na wpół przytomnych karpi, uświęcając tym narodziny Dzieciątka – Polacy dostrzegli, że zwierzęta, choć nie mają głosu, czują ból, głód, przywiązanie, radość, a nawet miłość. Akcje społeczne mające zwiększać powszechną tego świadomość, zbiórki karmy czy spontaniczna pomoc w poszukiwaniu zaginionych zwierząt cieszą się niesłabnącą sympatią, która w odróżnieniu od takich spraw jak religia stosunek do osób LGBT, czy poglądy polityczne – nie ma barw partyjnych, określonych poglądów na gospodarkę, historię i jej bohaterów – dla każdego innych. Miłość do zwierząt jest dowodem empatii, świadczy o wrażliwości, a ponadto – jak mało co wokół – łączy ludzi.

W tym kontekście dziwią sytuacje, które stają się niekiedy przedmiotem debaty, będąc przy tym dowodem, że niektóre znane postaci, niezależnie od przymiotów charakteru, doskonałego wykształcenia i doświadczenia zawodowego – nie zasługują na powszechny szacunek, o sympatii nie wspominając.

Światła działaczka nowego, obiecującego ugrupowania oddająca do schroniska dwa psy z powodu nasilających się objawów alergii to jedno. Jej publiczne tłumaczenia to drugie i trudno powiedzieć co w wyścigu o zwycięstwo w kategorii żal serce ściska wychodzi na prowadzenie. Czy to, że człowiek świadom swojego stanu zdrowia bierze do domu zwierzę, a następnie się go pozbywa? Czy to, że argumentuje, iż mogła obrać drogę jeszcze bardziej niegodziwą? Czy może to, że nie dostrzega, iż czyniąc zło i źle się z niego tłumacząc, pozbawia się legitymacji do bycia autorytetem?

Zwykle jestem daleka od jednoznacznych ocen ludzkich działań, bo wiem, że stanowią refleks życiowych doświadczeń, niekiedy bólu, czy upokorzeń, które kształtują moralny kręgosłup. Bywa jednak, że trudno mi nie popełnić grzechu postrzegania konkretnych faktów monochromatycznie. Tym razem cieszę się, że nie muszę opisywać tego, co myślę, wystarczy mi cytat z racjonalnego (w tym wypadku) ustawodawcy: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę". Nieznajomość prawa szkodzi. Niekiedy (oby!) także politycznie.

Autorka jest adwokatem, redaktorem naczelnym „Pokoju adwokackiego" www.pokojadwokacki.pl