Paweł Kowal: Morawiecki w poszukiwaniu korzeni Europy

Tradycja Unii Europejskiej to Konrad Adenauer i Winston Churchill.

Publikacja: 19.11.2019 21:00

Paweł Kowal: Morawiecki w poszukiwaniu korzeni Europy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Miało być o Europie, ale wyszło tak jakoś na okrągło. Hasło z exposé „powrotu do korzeni" Europy stało się okrętem flagowym opowieści premiera Mateusza Morawieckiego o tym, jakiej chciałby Unii Europejskiej. Reszta to ogólniki o zasadzie pomocniczości, większej konkurencyjności itd. I brakło choćby słowa o tym, jak Polska zamierza do tego doprowadzić. Rzeczą polityka jest powiedzieć, jaki ma plan i jakie instrumenty pozwolą mu plan ten zrealizować. Czy Polska może poważnie myśleć o układaniu europejskich spraw tylko z państwami wyszehradzkimi, podatnymi zresztą na pokusy płynące z zachodnich stolic? Jesteśmy w chłodnych relacjach z Francją, słabych z Hiszpanią, dziwacznych z Niemcami, którzy jako głównego środka do współpracy z Polską używają od czterech lat cierpliwości dyplomatycznej, ale na poważniejsze układanki ochoty nie mają?

Gdzieś brzęczy w głowach polityków obozu władzy fałszywy ton, że na samym początku integracji, w latach 50. i 60. XX wieku, to Europa była bardziej taka, jak oni by chcieli. Tak zapewne myśli także Mateusz Morawiecki, obiecując „wracanie do korzeni".

Przekonanie obozu rządowego, że u swych korzeni Europa była jakaś „wygodniejsza" dla nich, nie jest niczym nowym. Była premier Beata Szydło opowiadała się za „Europą ojczyzn", wydumanym konceptem prezydenta Francji de Gaulle'a, stworzonym w latach 60. ubiegłego wieku na potrzeby poprawienia stanu psychicznego Francuzów po utracie kolonii. Beata Szydło mówiła tak: „Powinniśmy budować zjednoczoną Europę ojczyzn. Wszyscy w UE jesteśmy partnerami i tak powinniśmy się traktować".

Także Mateusz Morawiecki już kilka lat temu mówił, jakiej chciałby Europy: „Widzę silną Europę militarnie i gospodarczo, Europę suwerennych państw, które decydują na poziomie narodowym i współpracują ze sobą na zasadzie budowy silnego i jednolitego rynku". Swoje wizje na temat tego, jaka ma być Europa, snuł także w przeszłości wicepremier Jarosław Gowin, który mówił tak: „Nasz rząd i rząd Viktora Orbána jednoznacznie opowiadają się za pogłębianiem integracji europejskiej. Tyle tylko, że my pojmujemy zjednoczoną Europę jako »Europę ojczyzn«". W innym wywiadzie ten sam polityk mówił: „Zjednoczona Europa albo będzie – jak chcieli jej ojcowie założyciele – Europą ojczyzn, suwerennych państw narodowych, albo – pod ciężarem utopijnego i opresyjnego dążenia do budowy europejskiego superpaństwa – rozsypie się jak domek z kart".

Zamieniamy się na chwilę w archeologów idei integracji europejskiej, rozgrzebujemy piasek, kopiemy i szukamy tego zdrowego korzenia integracji europejskiej.

Nie sięgamy wcale po lewicowe idee, nie odwołujemy się do słynnej europejskiej utopii z manifestu z włoskiej wyspy Ventotene, pisanego przez lewicowych antyfaszystów. A więc jak było w rzeczywistości na samym początku, gdy idea europejska kiełkowała w swej obecnej postaci po II wojnie światowej?

Prawica europejska pod patronatem papieża Piusa XII opowiadała się za jak najbardziej zjednoczoną Europą, o koncepcjach Europy ojczyzn nikt nie wspominał. Z ówczesnej prasy dowiedzieć się można, że federacyjna Europa przyszłości wobec groźby odrodzenia się silnych Niemiec, które już zaczynały się rozpędzać, była oczywistością.

Mamy więc i korzenie, a były takie: Konrad Adenauer był za powołaniem armii europejskiej (dla obrony przed komunizmem). Winston Churchill – to dopiero będzie zaskoczenie dla wielu – podczas wykładu na Uniwersytecie w Zurychu 1946 r. proponował powołanie Stanów Zjednoczonych Europy, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wspólnego wojska i dyplomacji. Adenauer, podobnie jak papież, uważał, że wspólna Europa powinna być ściśle zintegrowana tak jak katolicka organizacja kościelna, która powinna być wręcz matrycą integracji. Obaj z Churchillem – ikony europejskiej prawicy – opowiadali się za wspólną europejską armią.

Czasy idą na świecie niespokojne. Może faktycznie lepiej pytać Adenauera i Churchilla, jak układać Europę, niż szukać inspiracji u Borisa Johnsona?

Autor jest dr. hab. politologii, posłem KO

Miało być o Europie, ale wyszło tak jakoś na okrągło. Hasło z exposé „powrotu do korzeni" Europy stało się okrętem flagowym opowieści premiera Mateusza Morawieckiego o tym, jakiej chciałby Unii Europejskiej. Reszta to ogólniki o zasadzie pomocniczości, większej konkurencyjności itd. I brakło choćby słowa o tym, jak Polska zamierza do tego doprowadzić. Rzeczą polityka jest powiedzieć, jaki ma plan i jakie instrumenty pozwolą mu plan ten zrealizować. Czy Polska może poważnie myśleć o układaniu europejskich spraw tylko z państwami wyszehradzkimi, podatnymi zresztą na pokusy płynące z zachodnich stolic? Jesteśmy w chłodnych relacjach z Francją, słabych z Hiszpanią, dziwacznych z Niemcami, którzy jako głównego środka do współpracy z Polską używają od czterech lat cierpliwości dyplomatycznej, ale na poważniejsze układanki ochoty nie mają?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej