"Ich bin ein Berliner" – niektórym wydawać by się mogło, że słowa wypowiedziane w 1963 roku przez Johna F. Kennedy'ego nie mają zastosowania w dzisiejszym opisie Polski A.D. 2020. Przecież wiemy, w jakich okolicznościach 35. prezydent USA wystosował ten niezwykły apel. Zimna wojna, oblężone miasto, setki tysięcy przerażonych ludzi. Czy słowa te mogą być aktualne 57 lat później? Nad Wisłą?
Przyjrzyjmy się ostatnim wydarzeniom w Kraśniku. Miejscowości, którą dotknęła szczególna fala hejtu i oskarżeń. Fala, która została sprowokowana przez kilkunastu radnych marzących o świecie bez LGBT, wi-fi i 5G. Tyle tylko, że oni sami nie wymyślili tego świata. Oni są, paradoksalnie, jego największymi ofiarami. A wraz z nimi 36 tysięcy, Bogu ducha winnych, mieszkańców tego uroczego miasta.
Trujące zabobony
Ktoś może przekornie zapytać: a jakie z nich ofiary? Czyż nie są sami sobie winni? Otóż, nie. To błąd w interpretacji faktów. Radni są ofiarami tyrani... ideologii. Ideologii, która od pięciu lat zawładnęła umysłami niektórych Polaków. Ideologii, w której nie ma miejsca na krytyczną analizę źródeł, weryfikację sądów, racjonalne argumenty. Krótko: nie ma miejsca na samodzielne myślenie. To „ideologia pisizmu". Owa ideologia, wylewająca się z tzw. mediów publicznych, sącząca w państwowych instytucjach czy szkołach, wkładana jest do naszych głów. Kusi wiarą w przesądy, które w drugiej dekadzie XXI wieku wywołują – delikatnie to określając – uśmiech na twarzach myślących samodzielnie słuchaczy. Ale przecież nie działaczy partii-matki.
Tam nie ma miejsca na podważanie oficjalnej linii przywódcy. Widzimy, że z zabobonu, pochwały dyletanctwa, nieuctwa i wiary w „naukowe gusła" Kaczyński uczynił cyniczny element utrzymania władzy. Czym bowiem jest zabobon, który dziś atakuje nas z każdej strony i który kwitnie szczególnie w mediach społecznościowych? Najlepiej odwołać się w tym miejscu do słynnej książeczki dominikanina o. Józefa Bocheńskiego, który jako ksiądz bronił rozumu i logiki w swoim krótkim wprowadzeniu do filozofii zatytułowanym „100 zabobonów". Dominikanin tak definiuje zabobon: „Jest to twierdzenie oczywiście nieprawdziwe (dziś to fake news – uwaga własna), to jest bądź bezsensowne, bądź sprzeczne z faktami, prawami logiki, względnie z przyjętymi zasadami wnioskowania".
Jeśli zabobony zatruwają nasze życie intelektualne i duchowe, to już nie musi dziwić, że prezydent dumnego, 38-milionowego kraju publicznie wystrzega się szczepień. Późniejsze zaprzeczenia były jedynie podyktowane kampanią wyborczą. Dodać do tego można choćby broń elektromagnetyczną Antoniego Macierewicza czy intelektualnie nienachalny język nowego ministra edukacji Przemysława Czarnka. Tak, to wszystko tworzy w Polsce, pierwszy raz od dziesięcioleci, atmosferę ataku na naukę i rozum.