Niektóre zachowania i ustawki pani premier bywają ambarasujące, a nawet żenujące – zachwyty nad kotletem jedzonym przez przypadkowego pasażera pendolino, brodzenie w szpilkach po plaży, zachęcanie Kanadyjczyków do przekonywania Polaków, by pokochali swój kraj. Naprawdę czasami można odnieść wrażenie, że Ewa Kopacz przekracza granice zachowań szefa rządu poważnego państwa.
Jednego nie można jej odmówić – zaangażowania, entuzjazmu i ciągu na bramkę. Widać, że gryzie trawę, zmusza siebie i swoje otoczenie do wzmożonej walki, zachęca do boju z idącym do zwycięstwa PiS. I choć czasami wygląda to nieporadnie, a nawet śmiesznie, to jednak wrażenie jest jedno – jej się chce.
PO wyraźnie otrząsnęła się z powyborczej traumy, w którą wpadła po przegranej Bronisława Komorowskiego. Przynajmniej pozornie na plan dalszy zeszły wewnątrzpartyjne spory i liderka całej formacji jest w bojowym nastroju. Opinia publiczna wciąż zaskakiwana jest kolejnymi pomysłami Ewy Kopacz i jej inicjatywami politycznymi. Spotyka się z wyborcami, jeździ po całym kraju, wychodzi z politycznymi pomysłami. Nawet jeśli są one kontrowersyjne w formie i treści, jak na przykład akcja „Kolej na Ewę", to pozostawiają wrażenie wzmożonej aktywności pani premier i jej chęci zawalczenia o głosy elektoratu.
Kopacz przypomina więc Andrzeja Dudę z początków kampanii prezydenckiej, który pomimo nie zawsze zręcznych eventów starał się zainteresować sobą i swym programem wyborców i sprawiał wrażenie o wiele bardziej aktywnego niż jego ówczesny przeciwnik.
Jakby wciąż świętowali
Wyborcy lubią, gdy politykom się chce. Szczególnie lubią, gdy politykom chce się im nadskakiwać. I właśnie to robi dziś Kopacz. Powtarza swoimi zachowaniami, zaangażowaniem i wyzwoloną energią drogę, którą jeszcze kilka miesięcy temu szedł Duda.