Rzeczpospolita: Dlaczego zdecydował się pan po raz piąty kandydować?
Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa: To wynikało m.in. z tego, że przyjrzałem się moim liczącym się kontrkandydatom. Pani Wassermann może i jest dobrym prawnikiem, ale za nią stoi PiS. A PiS już zapowiedział, że traktuje Kraków w kategorii „zdobędziemy kolejne miasto". To polegałoby m.in. na negacji wszystkiego i zastąpieniu kompetentnych osób politykami. U mnie zarówno wiceprezydenci, jak i dyrektorzy wydziałów mają więcej wiedzieć na dany temat niż ja. To fachowcy. Nie mamy gwarancji, że do urzędu przyszliby ludzie z odpowiednim doświadczeniem, a nie wskazani przez partię.
To samo uznaje pan za wadę Łukasza Gibały?
On z kolei nie opiera się na merytoryce, tylko na swoich zasobach, głównie finansowych. Nie daje gwarancji fachowości, tym bardziej że kompletnie nie znamy zaplecza kadrowego Łukasza Gibały. Poza tym ja mam takie prawnicze skrzywienie, że dla mnie człowiek, który jawnie i świadomie łamie prawo, nie jest osobą wiarygodną i godną zaufania. Jeśli nie ma kampanii, to się jej nie prowadzi, a Łukasz Gibała prowadzi kampanię przeciwko mnie od czterech lat.
Czyli podjął pan decyzje o starcie ze względu na rywali?