Jan Dworak: Media publiczne poza trybem

Polskie Radio i TVP stały się narzędziem propagandy.

Publikacja: 03.03.2020 21:00

Różne analizy programów w TVP wytykają m.in. brak rzetelności

Różne analizy programów w TVP wytykają m.in. brak rzetelności

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Prezydent Duda ma problem. Za sprawą gestu Joanny Lichockiej politycznego znaczenia nabrała kwestia wielkiej dotacji dla mediów publicznych. Sejm przyjął bowiem to, co Senat odrzucił – ustawę przyznającą TVP i Polskiemu Radiu 1 miliard 950 milionów zł dotacji.

Warto przy tej okazji spojrzeć na cały system mediów publicznych w Polsce. To pierwszy segment ustroju demokratycznego, który został przejęty i sparaliżowany przez rządzącą większość.

Dwa słowa o historii

PiS rozpoczęło demontaż systemu mediów publicznych w 2005 roku, po wygranych wyborach kwestionując obowiązującą wcześniej zasadę, że władztwo dotyczące mediów powinien wykonywać organ niezależny bezpośrednio od politycznej większości. Rozwiązano dziewięcioosobową pluralistyczną KRRiT i powołano pięcioosobową, w której zasiadali wyłącznie przedstawiciele koalicji rządzącej PiS, LPR i Samoobrony.

Dziesięć lat później, w styczniu 2015 roku, PiS zlikwidowało system wyboru władz mediów oparty na rekomendacjach wyższych uczelni i przejrzystych konkursach (połowę stanowisk objęły osoby z tytułem doktora nauk i wyższym, głównie ekonomiści i prawnicy). Kompetencje wyboru władz PiS zabrało KRRiT i przekazało bez żadnych standardów ministrowi skarbu, który mianował nowe władze spółek, bezceremonialnie faksem usuwając poprzednie.

Trybunał Konstytucyjny uznał to za naruszenie prawa. Pół roku później, w czerwcu 2016 roku, kompetencje wyboru władz otrzymało nowe ciało – Rada Mediów Narodowych. Większość RMN stanowią czynni parlamentarzyści PiS. Ustawa gwarantuje im nieusuwalność, daje pełne blankietowe kompetencje w zakresie wyboru władz i nie nakłada na to ciało żadnej odpowiedzialności. Usankcjonowano w ten sposób jawne i trwałe połączenie sfery nadzoru nad publicznymi mediami ze sferą bieżącej polityki. RMN jest instytucją czysto fasadową: istotne decyzje zapadają w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. Do dziś nie ma żadnych standardów wyboru władz, a PiS nie sili się już nawet na żadne obietnice w tym zakresie.

Nie na propagandę

PiS mimo wielu zapowiedzi nie stworzyło też nowego systemu finansowania mediów publicznych, za to co roku podejmuje decyzje o doraźnej pomocy publicznej. Kwota pomocy wyliczana jest w nieprzejrzysty i arbitralny sposób. To kolejny sposób uzależniania mediów od polityków.

Na takich właśnie zasadach – nie czytelnych ramach prawa i nadzoru instytucji, ale ręcznego sterowania i korupcji politycznej – media publiczne mają w tym roku otrzymać prawie 2 miliardy złotych.

Polityków opozycji i znaczną część opinii publicznej oburza fakt, że za te pieniądze media publiczne, w tym szczególnie jaskrawo TVP, realizują program – w zakresie informacji i publicystyki – będący stronniczą i skrajnie nierzetelną propagandą rządzącego obozu.

Patrząc na to bardziej formalnie – jest to program naruszający systematycznie i z premedytacją art. 21 ustawy o radiofonii i telewizji. To jawne łamanie prawa nie spotyka się z reakcją ze strony państwa. KRRiT, organ odpowiedzialny za nadzór nad programem mediów publicznych, abdykowała ze swojej regulacyjnej roli w tym zakresie. Oficjalnie KRRiT tłumaczy, że w Polsce obowiązuje podstawowa zasada wolności oraz niezależności nadawców i w związku z tym Rada nie ma możliwości ingerowania w program TVP i PR. To oczywista nieprawda.

Wolności nadawców rzeczywiście trzeba strzec, ale to jest zupełnie coś innego niż kontrola wydawania publicznych pieniędzy. Pieniądze dla mediów – z abonamentu czy budżetowej dotacji – nie są bowiem pomocą bezwarunkową. KRRiT, która te publiczne pieniądze przekazuje TVP i Polskiemu Radiu, ma ustawowy obowiązek stawiać warunki.

Warunki są dwa: pomoc publiczna nie może zakłócać rynkowej konkurencji i musi być przeznaczona na tzw. misję. Misja jest zapisana we wspomnianym art. 21 ustawy medialnej i bardziej konkretnie w tzw. kartach powinności. Są to dokumenty określające pięcioletnie zobowiązania programowe TVP i PR. Karta powinności określa formy i sposób, w jaki nadawca publiczny „oferuje programy cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością" oraz jak realizuje wymóg, że program ma „rzetelnie ukazywać różnorodność wydarzeń" i „sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów". Należy to podkreślić – TVP i Polskie Radio mają prawo dostawać publiczną pomoc tylko na program, który spełnia powyższe wymogi.

Aby podkreślić wagę tych warunków, ustawa nakazuje mediom publicznym sporządzanie corocznych sprawozdań z ich wykonania. Sprawozdania te muszą być przez KRRiT rozpatrzone i przyjęte lub odrzucone uchwałą. Ustawa jasno więc wskazuje, że KRRiT ma obowiązek oceny rzetelności oraz bezstronności programu TVP i Polskiego Radia oraz ma narzędzia, aby tę rzetelność i bezstronność wyegzekwować.

Dlatego tłumaczenie przedstawicieli KRRiT, że większość pieniędzy z pomocy państwowej idzie na telewizyjne programy kulturalne, sportowe i dziecięce, a tylko część na informację i publicystykę, jest demagogią – na stronnicze programy realizujące polityczne zamówienie nie prawa iść nawet złotówka publicznej pomocy. To nie polityczna, ale prawna ocena obowiązków konstytucyjnego organu państwa.

Upolityczniona KRRiT uznała, że najlepszym wyjściem jest w tej sytuacji głęboki unik. Zaniechała więc badań programów mediów publicznych pod kątem ich bezstronności i rzetelności nawet w newralgicznych dla życia politycznego okresach kampanii wyborczych. Swoją bezczynność tłumaczy na różne sposoby – przede wszystkim brakiem pieniędzy.

W tej sytuacji trud analizy programów mediów publicznych wzięły na siebie inne instytucje, takie jak rzecznik praw obywatelskich, Rada Języka Polskiego i organizacje pozarządowe, m.in. Towarzystwo Dziennikarskie, Fundacja Batorego i inne. Wnioski z tych analiz wskazują na brak rzetelności, bezstronności dziennikarskiej i liczne nadużycia etyki dziennikarskiej w TVP i PR.

Myślę, że członkowie KRRiT powinni raz jeszcze przeanalizować swoją rolę w zakresie uporczywego i świadomego niewykonywania przepisów ustawy o radiofonii i telewizji. W przeciwieństwie do zarządów mediów i ministrów z Rady Mediów Narodowych – ich wprost dotyczą przepisy o odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu.

Dla władzy

Media publiczne stały się narzędziem propagandy realizującym linię obozu władzy, do tego agresywnie wykluczającym i stygmatyzującym przeciwników. Ich działalność ma służyć utrzymaniu władzy przez obóz zjednoczonej prawicy. Na jednostronność mediów publicznych w parlamentarnej kampanii wyborczej zwróciła uwagę Rada Europy. W kampanii prezydenckiej też mnożą się skargi oraz zarzuty o skrajne faworyzowanie Andrzeja Dudy i deprecjonowanie innych kandydatów.

Pomijając brutalność wykonania, jest to koncepcja anachroniczna. Taki – jak dzisiaj w Polsce – sposób realizowania zadań przez media jest nie tylko nieetyczny, ale też szkodliwy. Media będące narzędziem władzy wykluczają różne środowiska, a dostarczając nierzetelnych informacji, utrudniają podejmowanie właściwych decyzji gospodarczych i politycznych. Odpowiedzialne za ten stan są nie tylko same spółki medialne, lecz także regulacyjne instytucje państwa – KRRiT i RMN.

W Unii Europejskiej, gdzie porządek prawny oparty jest aksjologicznie na wartościach demokracji liberalnej, media publiczne są ważnym narzędziem włączania do społecznej aktywności różnych grup i środowisk mniejszości. Są oceniane za bezstronność, rzetelność i dystans do aktorów bieżącej polityki.

Niedawno, w grudniu 2018 roku, znowelizowano dyrektywę audiowizualną. Art. 30 dyrektywy wprowadzony do polskiego systemu prawa mówi, że organy regulacyjne mają być „prawnie odrębne od rządu i funkcjonalnie niezależne od swoich rządów i od wszelkich innych podmiotów publicznych i prywatnych". Jest oczywiste, że szczególnie RMN, ale także KRRiT nie spełniają tych wymogów. Są instytucjami funkcjonującymi niezgodnie z demokratycznymi regułami, bezpośrednio zależnymi od polityków większości.

Państwa członkowskie zobowiązane są wprowadzić nowe przepisy dyrektywy do 19 września 2020 roku. Pozostało pół roku, ale jak dotąd nikt się tym nie przejmuje. A na horyzoncie już kolejny konflikt Zjednoczonej Prawicy z instytucjami Unii, które strzegą podstawowych obywatelskich wartości. Tym razem naszego prawa do rzetelnej informacji w publicznych mediach w Polsce.

Autor w latach 2004–2006 był prezesem TVP, w latach 2010–2016 przewodniczącym KRRiT

Prezydent Duda ma problem. Za sprawą gestu Joanny Lichockiej politycznego znaczenia nabrała kwestia wielkiej dotacji dla mediów publicznych. Sejm przyjął bowiem to, co Senat odrzucił – ustawę przyznającą TVP i Polskiemu Radiu 1 miliard 950 milionów zł dotacji.

Warto przy tej okazji spojrzeć na cały system mediów publicznych w Polsce. To pierwszy segment ustroju demokratycznego, który został przejęty i sparaliżowany przez rządzącą większość.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej