Lek na SMA pozwala mi realizować marzenia

Lek dał nadzieje i siłę, by sięgać po rzeczy, które do tej pory wydawały mi się nieosiągalne – mówi Angelika Chrapkiewicz-Gądek podróżniczka, pisarka chora na rdzeniowy zanik mięśni (SMA).

Aktualizacja: 15.06.2020 23:55 Publikacja: 15.06.2020 18:37

Lek na SMA pozwala mi realizować marzenia

Foto: materiały prasowe

Kiedy u pani zdiagnozowano SMA?

Niepokojące sygnały dotyczące mojego zdrowia pojawiły się już, gdy miałam trzy lata. Zaczęłam wówczas chodzić na palcach i często się przewracać. Wszyscy jednak myśleli, że się wygłupiam i udaję baletnicę. Diagnoza, że mam SMA 3, została postawiona jednak, dopiero gdy miałam sześć lat.

W jaki sposób zmieniło się pani życie po diagnozie?

Przewróciło się do góry nogami. Wiedzieliśmy, że ta choroba będzie postępować, stanę się wiotka, będę miała coraz mniej siły i być może czeka mnie wózek. Starałam się walczyć z chorobą, mój dzień podporządkowany został ćwiczeniom i rehabilitacji.

Choroba odebrała mi dzieciństwo. Myślę, że doświadczyłam może 20–30 proc. tego, co przeżywają w tym okresie życia zdrowe dzieci.

Choroba także zmieniła życie mojego sprawnego brata, który trochę został odsunięty na dalszy plan. Na przykład mnie tata zawoził do szkoły samochodem, on chodził pieszo.

Jakie leczenie oferowano pacjentom z SMA w latach 80., czyli wtedy, gdy postawiono pani diagnozę?

Leków nie było. Pacjentom zalecało się rehabilitację, a także suplementację witaminy B i kwasu foliowego. Czyli nic nadzwyczajnego. Jednak udało się w ten sposób zatrzymać chorobę do 10. roku życia. Chodziłam wtedy samodzielnie i nawet jeździłam na rowerze. Ale łatwo nie było. SMA jest chorobą, która „kombinuje", żeby jak najmniej się męczyć. Moja droga ze szkoły zajmowała mi dwie godziny. By ją skrócić, szłam np. rzeką. Pochodzę z Zakopanego i ostatni odcinek do domu był pod górę. Byłam już wówczas bardzo zmęczona. Czekał na mnie tam sąsiad, by mnie podwieźć samochodem.

Co się wydarzyło po 10. roku życia?

Mój stan się pogorszył. Przeszłam operację podcięcia ścięgien Achillesa. Miałam też coraz większe kłopoty z chodzeniem, opadałam z sił. Rodzice to zauważyli i trafiłam do sanatorium rehabilitacyjnego w Zakopanem. Tam przebywałam pięć dni w tygodniu, żyłam bez obecności rodziców na co dzień. Kiedyś wyszłam z całą grupą na wycieczkę. Przeszłam 20 metrów i musiałam wrócić. Na więcej nie miałam siły. Wtedy też, w wieku 14 lat, zaczęłam poruszać się na wózku. Poczułam wówczas ulgę, bo mogłam iść na tę wycieczkę z rówieśnikami, być aktywna. Pięć lat temu zrobiłam ostatnie kroki i na stałe przesiadłam się na wózek.

Mimo to wciąż jest pani aktywna?

Tak. Podróżuję, nurkuję, biorę udział w wycieczkach po górach – jestem wtedy noszona w specjalnym nosidle. Kocham te wyprawy. Równocześnie pracuję i piszę książki. Wydałam pierwszą „Zdobądź swój szczyt. Uwierz w swoją siłę", w której opowiedziałam o wyprawie na Kilimandżaro i Rysy i budowaniu wewnętrznej siły, by sięgać po marzenia. Teraz jestem w trakcie przygotowywania drugiej publikacji.

W ubiegłym roku otrzymała pani po raz pierwszy lek.

Tak. W lipcu 2019 r. Rozpoczęłam kurację nusinersenem. Kiedy dowiedziałam się, że istnieje lek na SMA, płakałam tydzień. Równocześnie starałam się, by go otrzymać. Refundacja dała mi nadzieję. W maju ubiegłego roku trafiłam na kwalifikację, trwała trzy dni. Trzeba było zrobić badania genetyczne potwierdzające chorobę. Były one robione z krwi, kiedyś w tym celu pobierało się wycinek mięśni. Ostatecznie zakwalifikowano mnie do leczenia. Latem dostałam „pierwszy strzał".

Dlaczego strzał?

Bo by podać lek, wykonuje się punkcję w kręgosłup. Pierwsze trzy strzały podawane są co dwa tygodnie, później coraz rzadziej. Teraz dostaję lekarstwo co kwartał. Za każdym razem jest to stres, bo mam skoliozę i wkłucie jest trudne.

Ma pani wrażenie, że lek pomaga?

Tak. Już po pierwszej dawce poczułam się silniejsza. Z każdą kolejną byłam w coraz lepszej formie, a czynności dnia codziennego sprawiają mi coraz mniej trudności. Bez problemu odkręcam butelki z wodą. To ważne, bo do tej pory na ulicy musiałam prosić kogoś o pomoc. Jestem w stanie obracać się na boki bez użycia rąk. Jeżdżę na wózku, ale samodzielnie. Jestem w stanie normalnie iść na zakupy. To sprawy oczywiste dla osób zdrowych, ale dla chorych z SMA to przełom.

Czuję się też silniejsza podczas rehabilitacji i lepiej ćwiczę. Bo, mimo leku, rehabilitacja wciąż jest ważną częścią terapii. Obecnie jednak mogę do tego podchodzić na większym luzie. Nie mam wyrzutów sumienia, jeśli raz mnie ominie.

Czy dzięki leczeniu może pani spokojniej patrzeć w przyszłość?

Zawsze byłam pozytywnie nastawiona do życia. Postanowiłam szukać sposobu, by realizować to, o czym marzę. Lek dał nadzieję i siłę, by sięgać po rzeczy, które do tej pory wydawały mi się nieosiągalne. Marzę o wysokich górach, o wyprawie na Elbrus. Choć trochę się obawiam, bo tam jest zimno i śnieg, a z moją termicznością nie jest rewelacyjnie. Na razie powoli sprawdzam, czy dałabym radę. Marzę także o dalekich podróżach, możliwości poznania innego świata, nabrania siły i dystansu. Gotuję, sprzątam i staram się być dobrą żoną. Chcę ćwiczyć coraz lepiej i więcej. Aż 35 lat czekałam na taką nadzieję.

Kiedy u pani zdiagnozowano SMA?

Niepokojące sygnały dotyczące mojego zdrowia pojawiły się już, gdy miałam trzy lata. Zaczęłam wówczas chodzić na palcach i często się przewracać. Wszyscy jednak myśleli, że się wygłupiam i udaję baletnicę. Diagnoza, że mam SMA 3, została postawiona jednak, dopiero gdy miałam sześć lat.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej