Kaliniczenko w rozmowie z agencją Interfax podkreślał, że nie przyjęcie Nawalnego, zarzuty dotyczące jego otrucia i postawienia błędnej diagnozy nie miały wpływu na jego decyzję.

- Nie ma w tym nic specjalnego do komentowania. To są osobiste powody zawodowe bez żadnego tła. Przejście do nowej pracy nie ma nic wspólnego z polityką - właśnie w końcu zdałem sobie sprawę, że bardziej kocham chirurgię niż administrację - mówił lekarz.

Dodał, że „decyzja dojrzewała w nim od dłuższego czasu”. - Ale musiałem ją opóźnić ze względu na sytuację związaną z koronawirusem - nie chciałem opuszczać szpitala w trudnych czasach - oraz z Aleksiejem Nawalnym - tłumaczył.

Nawalny 20 sierpnia trafił do szpitala, po tym jak samolot z opozycjonistą na pokładzie, lecący z Tomska do Moskwy, lądował awaryjnie w Omsku. Został przyjęty na oddział intensywnej terapii. Rankiem 22 sierpnia został przetransportowany do Niemiec, gdzie był leczony w berlińskiej klinice Charite.

Kaliniczenko był bezpośrednio zaangażowany w leczenie Nawalnego. To on w rozmowach z dziennikarzami informował o stanie pacjenta, negocjował też z załogą, która przyleciała po opozycjonistę z Niemiec. Towarzyszył też Nawalnemu w drodze na lotnisko.