Sponsorowana przez Kreml zagraniczna rosyjska stacja RT (wcześniej Russia Today) powołuje się na treść dokumentu, pochodzącego z należącej do Pentagonu Agencji Logistyki Obrony (DLA). Agencja, jak twierdzi RT, ogłosiła przetarg na przeprowadzenie analizy sytuacji w północnych regionach Rosji. Ma zawierać informacje dotyczące źródeł i sposobu zaopatrzenia rosyjskiej części Arktyki w wodę pitną, żywność, ubrania, paliwo i preparaty medyczne. Oprócz tego szczegółowo ma zostać opisana tamtejsza infrastruktura. Kremlowska telewizja twierdzi, że Amerykanów interesuje dosłownie wszystko: porty morskie, lotniska, drogi i dworce. – Dane te mają służyć mobilizacyjnym potrzebom rządu USA w razie sytuacji nadzwyczajnej – cytuje treść nieznanego dokumentu RT.

Mimo że informacji tych nikt w Waszyngtonie nie potwierdził, moskiewskie media już rzuciły hasło, że Amerykanie po raz kolejny „szpiegują Rosję". Na łamach mediów rządowych rozmaici eksperci wojskowi po raz koleiny zaczęli mówić o „aktywności militarnej USA w Arktyce" i tłumaczyć, że to właśnie dlatego Rosja od kilku lat tworzy tam swoje bazy wojskowe. Wśród nich jest redaktor naczelny rosyjskiego czasopisma „Nacjonalna Obrona" Igor Korotczenko, który twierdzi, że za rządów Władimira Putina rosyjska armia zrobiła w Arktyce „gigantyczny postęp".

– W ostatnich latach powstały rosyjskie bazy wojskowe na archipelagach: Ziemia Północna, Ziemia Nowa, Ziemia Franciszka Józefa, i w kilku innych miejscach. Są to obiekty wyposażone w systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Musimy bronić naszego sektora Arktyki, by nikt nie miał wątpliwości, do kogo ta ziemia należy – mówi „Rzeczpospolitej" Korotczenko, blisko związany z rosyjskim resortem obrony. – Chciałbym podkreślić, że nie militaryzujemy Arktyki, to jedynie odpowiedź na aktywność militarną USA i Kanady w tym regionie. W Oceanie Arktycznym znajdują się brytyjskie i amerykańskie atomowe łodzie podwodne, które są wyposażone w rakiety manewrujące. Dlatego rozmieszczamy tam własną infrastrukturę wojskową – dodaje.

Jeszcze pod koniec 2017 r. rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu raportował, że w ciągu pięciu lat armia wybudowała tam 425 obiektów o powierzchni 70 tys. mkw. Zdradził też, że na terenie tych obiektów znajduje się około tysiąca żołnierzy, broń i specjalistyczny sprzęt. Większość tych baz jest objęta tajemnicą państwową, natomiast jedna flagowa była pokazywana przez wszystkie media. Chodzi o bazę obrony przeciwpowietrznej „Arktyczny trzylistnik", znajdującą się na wyspie Ziemia Aleksandry, w najbardziej oddalonym punkcie lądowym rosyjskiej części Arktyki. Z oficjalnych informacji wynika, że całkowita powierzchnia bazy wynosi 14 tys. mkw. i całorocznie znajduje się tam co najmniej 150 żołnierzy. Baza może funkcjonować bez dostaw przez półtora roku, ponieważ z powodu kiepskich warunków atmosferycznych połączenia lotnicze często są zawieszane nawet na kilka miesięcy. Tymczasem w okresie zimowym temperatura tam sięga nawet 70 stopni poniżej zera. – Utrzymanie tych obiektów jest bardzo kosztowne, ale to się opłaca. Jeżeli chodzi o ropę i gaz, to mamy tam dziesięć Arabii Saudyjskich – mówi Korotczenko.

Mimo protestów ekologów pomiędzy Rosją, Kanadą, USA, Norwegią i Danią w Arktyce trwa wyścig o surowce energetyczne. Pochodząca z Arktyki rosyjska ropa nazywa się Arctic Oil (ARCO), na światowy rynek trafiła w 2014 r. Pochodzi z nowo wybudowanej platformy Prirazłomnaja w Morzu Peczorskim. Na razie jest to jedyna rosyjska platforma wydobywająca ropę w Arktyce. – W warunkach trwających sankcji możliwości Rosji są tam ograniczone. Z powodu trudnych warunków atmosferycznych wymagane są specjalistyczne technologie – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksandr Abramow, znany moskiewski ekonomista. Mimo to Kreml zaprasza zagranicznych inwestorów, a w najbliższych miesiącach ma przedstawić strategię rozwoju Arktyki do 2035 r.