Zazwyczaj korzystał przy zbiorach z pracy Polaków. W tym roku zamknięte granice uniemożliwiły im wjazd. O otwarcie granic dla sezonowych pracowników apelował jeszcze w końcu marca polski komisarz ds rolnictwa, Janusz Wojciechowski. Argumentował, że jest to niezbędne dla bezpieczeństwa żywnościowego UE. Wtedy jednak niewiele był w stanie zdziałać, bo najważniejsze było zduszenie pandemii. Jako jedyni wówczas zapewnili sobie pracowników Brytyjczycy, którzy są już poza UE. Zorganizowali transport chętnych do pracy z Rumunii i nie mają takich kłopotów, jak w tej chwili ma mają Francja, Hiszpania i Włochy. Na krótko granice otworzyli Niemcy, którzy przywieźli Rumunów dwoma samolotami Eurowings. Teraz Włosi chcą podpisać umowę z rządem rumuńskim , co pozwoli na sprowadzenie 110 tys chętnych do pracy.

Czytaj także: Pracownicy sezonowi z Polski nadal mogą wjeżdżać do Niemiec

W takiej sytuacji, jak Mickael Bourguignon znalazły się setki francuskich gospodarstw. Zazwyczaj o tej porze na polach pracowały tysiące Polaków, Rumunów i Ukraińców. W tym roku może się okazać, że warzywa zostaną w ziemi, a owoce na drzewach. Dopóki nie było decyzji z Brukseli, która chce by do połowy czerwca utrzymać wstrzymanie podróży przez unijne granice, z wyjątkiem wyjazdów do pracy, zbiory moreli, czereśni i szparagów były zagrożone. Już wcześniej z powodu braku chętnych Francuzów do pracy na polu zgniła część truskawek. Teraz według szacunków FNSEA, największego związku zawodowego pracowników rolnych na „już" potrzeba przynajmniej 200 tys. osób, które miałyby pracę aż do września. Największe zapotrzebowanie na siłę roboczą jest na południu Francji, gdzie owoce dojrzewają najszybciej. Przy tym rolnicy zapewniają, że osoby zatrudnione przy zbiorach pracują z zachowaniem wszystkich środków bezpieczeństwa, w odpowiednim oddaleniu od siebie, nawet wówczas, gdy obsługują maszyny.

Na brak zagranicznych pracowników narzeka również Mathieu Lucas producent owoców czerwonych i warzyw z Bailleul-le-Soc położonego na północ od Paryża. — Mam teraz 30 pracowników, a potrzebuję 200 i to codziennie. Ci, którzy się zgłaszają nie mają pojęcia o pracy na roli, więc kiedy dzwonią zgłaszając się do pracy, mówię, żeby nie przyjeżdżali. Z rozmów wynika,że zostali bez pracy i chętnie by sobie poodpoczywali za niezłe pieniądze na wsi, zwłaszcza,że pogoda jest taka ładna. A ja potrzebują prawdziwych pracowników, najchętniej Polaków, albo Ukraińców którzy pracowali u mnie rok temu. Oni naprawdę byli zainteresowani pracą i wiedzieli o co chodzi — mówi Mathieu Luscas w rozmowie z „Le Figaro".

Nie tylko Francuzi mają problem z siłą roboczą do pracy na roli i w sadach. Belgowie szukają chętnych do zrywania pomidorów, bo w maju jest akurat szczyt zbiorów spod folii, a także kalafiorów i rzodkiewek. Hiszpanie starają się znaleźć chętnych którzy gotowi byliby zrywać morele i czereśnie, które w tym roku dojrzały wcześniej. A dodatkowo do zbioru truskawek pod Hulevą potrzebnych jest 50 tys. chętnych.