Hodowcy zwierząt futerkowych bronią swoich dochodów i miejsc pracy

Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych przekonuje, że ewentualne wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt futerkowych miałoby wiele negatywnych skutków: pracę mogłoby stracić kilkadziesiąt tysięcy osób, a hodowla przeniosłaby się poza Europę.

Aktualizacja: 05.04.2017 11:34 Publikacja: 05.04.2017 11:30

Wprowadzenie w Polsce takiego zakazu postuluje parlamentarny zespół przyjaciół zwierząt. Mógłby wejść on w życie w 2025 roku.

Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych (PZHZF) jest zdania, że na likwidacji branży straciłoby w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób, zaś hodowle zwierząt futerkowych przeniosłyby się poza Europę, gdzie nie są utrzymywane odpowiednie standardy chowu zwierząt.

Wiceprezes zarządu PZHZF Kamil Chojnicki powiedział PAP, że konieczność likwidacji ferm wskutek ewentualnego wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt na futra miałaby fatalne skutki m.in. w regionach, gdzie utrzymuje się wysokie bezrobocie.

„Taki zakaz będzie oznaczał przede wszystkim utratę dochodu dla 50 tys. osób, w tym około 10 tys. osób zatrudnionych bezpośrednio w branży, a także pośrednio w innych sektorach, ściśle związanych z hodowlą zwierząt futerkowych. Wiele ferm znajduje się na terenach byłych PGR-ów, gdzie występuje problem bezrobocia strukturalnego, a pracownicy ferm są często jedynymi żywicielami rodziny” – powiedział.

W opinii Chojnickiego, wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt futerkowych w Polsce nie jest rozwiązaniem, które przyczyni się do zwiększenia dobrostanu zwierząt, bo hodowla przeniesie się np. do Chin czy Rosji, gdzie nie mają zastosowania europejskie standardy chowu zwierząt.

Powołuje się też na badania przeprowadzone przez Ipsos na zlecenie organizacji Fur Europe, która zrzesza hodowców z całej Europy. Wynika z nich, że ok. 73 proc. Polaków wyraża poparcie dla hodowli zwierząt futerkowych „pod warunkiem, że hodowcy dbają o dobro zwierząt i działają zgodnie z prawem”.

 

Gorącym orędownikiem wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt futerkowych jest Stowarzyszenie Otwarte Klatki - organizacja działającą na rzecz zapobiegania cierpieniu zwierząt. Paweł Rawicki z tego Stowarzyszenia jest zdania, że przekazywane przez hodowców wyniki badań dotyczących poparcia dla hodowli zwierząt futerkowych przez Polaków są niewiarygodne.

„Niestety takimi badaniami łatwo manipulować poprzez odpowiednio zadane pytanie. Co to znaczy, że hodowcy działają zgodnie z prawem? Regularnie dostajemy wiadomości od osób, które napotkały gdzieś fermę futrzarską i nie są w stanie uwierzyć, kiedy tłumaczymy im, że tam wszystko jest zgodne z prawem. Jeszcze mniej precyzyjne jest sformułowanie: dobro zwierząt. Hodowcy nie dbają o zwierzęta, lecz co najwyżej o futro. Jestem pewien, że +dobro zwierząt+ dla większości respondentów znaczy co innego niż dla hodowców” – powiedział PAP Rawicki.

Jak dodał, wątpliwości budzą też wyliczenia dotyczące liczby miejsc pracy związanych z hodowlami zwierząt futerkowych; według szacunków stowarzyszenia, ta branża w Polsce wiąże się z ok. 2-5 tys. miejsc pracy. „Dodajmy, że fermy norek dają pracę kilku osobom, ale zatrzymują rozwój danej okolicy w jakimkolwiek innym kierunku. Nic nie rozwinie się w sąsiedztwie fermy norek. To po prostu stagnacja dla danego regionu” - ocenił.

Paweł Rawicki podkreślił, że stowarzyszenie bardzo mocno popiera pomysł zakazu hodowli zwierząt futerkowych i wspiera go w każdy możliwy sposób.

„Trudno powiedzieć, jak potoczą się losy tego projektu. Wiemy na pewno, że nie da się w warunkach hodowlanych zapewnić tym zwierzętom odpowiedniego poziomu dobrostanu, oraz że Polacy są przeciwni takim fermom ze względów etycznych i środowiskowych” - powiedział.

Jak ocenił, zaproponowany przy wprowadzeniu ewentualnego zakazu okres przejściowy do 2025 roku dla niektórych może się wydawać długi.

"Mówimy jednak u rozbudowanym przemyśle i trudno wyobrazić sobie krótszy okres przejściowy przy pełnym zakazie. W Holandii okres przejściowy ustanowiono na 12 lat, do 2024 roku, i widać, że liczba ferm systematycznie spada” – powiedział.

Kamil Chojnicki pytany o to, w jakich warunkach są hodowane zwierzęta futerkowe w Polsce zapewnił, że zrzeszeni w związku hodowcy dbają o utrzymanie standardów i wyznaczonych prawem zasad chowu zwierząt.

„Większość hodowców posiada klatki o rozmiarach wskazanych w rozporządzeniu, które zacznie obowiązywać w lipcu 2018 roku. Każda z klatek posiada dostęp do wody, a usypianie przeprowadza się w obecności lub pod bezpośrednim nadzorem osoby posiadającej świadectwo kwalifikacji” - powiedział.

Zapewnił, że PZHZF od wielu lat systematycznie wprowadza różnego rodzaju systemy certyfikowania zrzeszonych w związku ferm, współpracuje z uczelniami przyrodniczymi oraz inspektoratami weterynarii.

„Oprócz tego razem z Fur Europe wprowadzamy w Polsce dodatkowy system certyfikacji farm WelFur, który jest programem służącym do oceny dobrostanu zwierząt. Program ten opiera się na 30 latach badań naukowych oraz zaangażowaniu niezależnych naukowców z 7 uniwersytetów. Ponadto system WelFur będzie od 2020 roku obowiązkowo wymagany przez domy aukcyjne od hodowców norek” - powiedział.

Wiceprezes Związku jest zdania, że potrzebna jest „merytoryczna i oparta na faktach” dyskusja dotycząca funkcjonowania ferm w Polsce. Zapewnił, że hodowcy pracują nad wypracowaniem takich procedur, aby hodowla zwierząt na dużą skalę była jak najmniej uciążliwa dla jakości życia mieszkańców.

„Wypracowano zmiany w kodeksie urbanistyczno-budowlanym, które mają wejść w życie w 2018 roku. Będą one pozwalały na lokalizację ferm tylko na podstawie planu miejscowego. Należy również pamiętać, że dostępne są specjalne rozwiązania, zastosowane już na niektórych fermach, dzięki którym zapach związany z obecnością zwierząt, praktycznie nie wydostaje się poza obszar hodowli i jest wyczuwalny jedynie na terenie zakładu bądź w bezpośredniej jego okolicy” - powiedział.

Kamil Chojnicki odniósł się też do wyników badań prezentowanych przez Stowarzyszenie Otwarte Klatki. Wynika z nich, że w całej Europie rośnie poparcie dla ograniczenia hodowli zwierząt futerkowych, a 66 proc. Polaków sprzeciwia się hodowli lisów na futro.

„Jest to wpływ ideologii wegańskiej, mocno promowanej przez niektóre ugrupowania, która ma doprowadzić do całkowitego zakazu korzystania przez człowieka ze zwierząt. Nie można jednak zapominać, że w Polsce około 97 proc. społeczeństwa je mięso zwierząt oraz korzysta z produktów z nich wytworzonych, tj. obuwia, toreb, portfeli czy kożuchów” – powiedział.

W opinii Pawła Rawickiego, taki sposób stawiania sprawy "obrazuje poziom, do jakiego sprowadza dyskusję środowisko hodowców futrzarskich".

"Nie prowadzimy żadnych kampanii czy działań na rzecz zakazu korzystania przez człowieka ze zwierząt. Działamy jednak bardzo mocno na rzecz zwiększenia ochrony zwierząt, zwiększenia świadomości konsumenckiej związanej z ochroną zwierząt gospodarskich, prowadzimy kampanie, które mają na celu polepszenie sytuacji zwierząt" - powiedział.

"Przeciwko fermom futrzarskim występują weganie, wegetarianie, mięsożercy, myśliwi, rolnicy hodujący zwierzęta, młodzi i starzy, mieszkańcy miast i mieszkańcy wsi. Wspólnym mianownikiem jest zrozumienie, że zakaz hodowli zwierząt na futro to jest krok, na który nas jako społeczeństwo stać i do którego jesteśmy gotowi" – dodał Rawicki.

Hodowcy zrzeszeni w Polskim Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych hodują na swoich fermach przede wszystkim norki amerykańskie. Drugim w kolejności gatunkiem, jeśli chodzi o popularność, są lisy. Kamil Chojnicki podał, że w Polsce funkcjonuje 1190 ferm zwierząt futerkowych, na których hodowanych jest 8,5 mln norek i około 50 tys. lisów.

Wprowadzenie w Polsce takiego zakazu postuluje parlamentarny zespół przyjaciół zwierząt. Mógłby wejść on w życie w 2025 roku.

Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych (PZHZF) jest zdania, że na likwidacji branży straciłoby w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób, zaś hodowle zwierząt futerkowych przeniosłyby się poza Europę, gdzie nie są utrzymywane odpowiednie standardy chowu zwierząt.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rolnictwo
Afera w rządzie Ukrainy. Minister podejrzany o kryminalny proceder
Rolnictwo
Polska wspomaga wojenną kasę Rosji importując nawozy. Najwięcej w UE
Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona
Rolnictwo
Największy producent wina Rosji w mackach Kremla. Parodia w sądzie
Rolnictwo
Przybywa zboża z Rosji w Europie. Dojrzewa pomysł na cła