Rzeczpospolita: NBP nie dał się oszukać na kilkadziesiąt tysięcy złotych mężczyźnie, który tak posklejał pocięte pieniądze, że z każdych czterech banknotów uzyskał pięć nadających się do wymiany. Cwany patent. Czy zna pan cwańsze?
Sylwester Salach: Bez przesady, zysk tego mężczyzny miałby się nijak do zwykłego, tradycyjnego fałszerstwa, w którym banknot o nominale 500 euro drukuje się za złotówkę czy kilka złotych, a po wprowadzeniu do obiegu otrzymuje się pełną jego wartość. To dopiero jest biznes! Z dobrze zorganizowanej nielegalnej drukarni przestępcy są w stanie wyciągnąć kilkadziesiąt milionów złotych.
Nawet nie wiedziałem, że są banknoty 500 euro.
Nie widział pan nigdy w Niemczech, a ostatnio i u nas w Polsce kartki, że banknotów o nominale 500 i 200 euro nie przyjmują? Kasjerzy nie wiedzą, jak je sprawdzać, a parę lat temu głośno było o tym, że Hiszpanie zatrzymali olbrzymi transport takich podrobionych banknotów. Zresztą polskie grupy przestępcze też przerzucają się na euro, bo taki dobrze podrobiony banknot daje ponadczterokrotną przebitkę względem złotówki, w zależności od aktualnego kursu. Poza tym Polacy mają talent do fałszerstw. Chyba nie ma grupy przestępczej w Europie, w której w produkcji czy dystrybucji fałszywych banknotów nie byłoby Polaka.
Da się banknot podrobić tak, by był nie do odróżnienia od oryginału?