Jedną z takich imigrantek jest Victorina Morales, która przekroczyła granicę z USA nielegalnie w 1999 roku. W 2013 roku została zatrudniona w klubie golfowym należącym do Trumpa.
Morales opowiada, że słała łóżko, w którym spał Trump i sprzątała toalety, z których korzystał. Jej pracę doceniła Agencja ds. Komunikacji Białego Domu, która za "znakomitą obsługę" w czasie wizyty Trumpa otrzymała wyróżnienie.
Oprócz Morales w klubie pracowała też Sandra Diaz, 46-latka z Kostaryki, która była tam zatrudniona między 2010 a 2013 rokiem. Kobieta twierdzi, że gdy była zatrudniona w klubie pracowało tam wielu nielegalnych imigrantów.
"New York Times" podkreśla, że nie ma żadnych dowodów, by Trump, albo jego podwładni wiedzieli o statusie zatrudnionych osób - Morales przyznaje, że została zatrudniona na podstawie fałszywych dokumentów, ale dodaje, że przynajmniej dwóch jej przełożonych wiedziało o statusie zatrudnionych tam nielegalnych imigrantów i pomagało im w utrzymaniu pracy.
Trump od momentu objęcia urzędu prezydenta wielokrotnie atakował nielegalnych imigrantów z Ameryki Łacińskiej, a z walki z nielegalną imigracją uczynił jeden z filarów swojej polityki - przypomina amerykański "Newsweek".