W sprawie Arkadiusz Kraski od początku nie zgadzało się wiele wątków, a w aktach pojawiały się sprzeczne informacje. Wśród nich te nawet najbardziej kluczowe, jak rysopis sprawcy, który całkowicie odbiegał od wyglądu oskarżonego. Na sali sądowej świadkowie zmieniali nagle zeznania. Według obecnych analiz nie zgadza się także samo miejsce zbrodni. Wiele wskazuje na to, że zostało przesunięte o kilkadziesiąt metrów.
Czytaj także: Uniewinnienie Kraski nie jest pewne
Dlaczego więc w 2001 roku zapadł wyrok skazujący? Sędzia Maciej Strączyński, który 18 lat temu skazał Kraskę, a dziś jest prezesem Sądu Okręgowego, w rozmowie z Onetem tłumaczył to tak: - Gdybym zapytał panią, ile jest dwa plus dwa, to co by pani odpowiedziała? Że cztery, prawda? A ja pani powiem, że nieprawda, bo dwa plus trzy jest pięć. Mnie 20 lat temu zapytano, ile jest dwa plus dwa, a teraz wmawia mi się, że chodziło o dwa plus trzy. Mówiąc inaczej, miałem takie dowody i na ich podstawie został wydany wyrok.
"Nie mam mu nic do powiedzenia"
Sędzia wielokrotnie podczas rozmów z dziennikarzami powtarza, że sprawy Arkadiusza Kraski nie pamięta dokładnie. - Do tych akt nie zaglądałem od 15 lat - mówi dziennikarzom Onetu podczas wywiadu. Chwilę wcześniej opowiada jednak o nagraniach z monitoringu, podaje nazwisko świadka. Wszystko jest jednak "off the record". Kiedy włączamy kamerę, pamięć sędziego zanika.
- Ani ja nie mam mu nic do powiedzenia, ani on nie ma mi nic do powiedzenia - stwierdza sędzia, kiedy pytamy go, czy byłby skłonny się spotkać z Arkadiuszem Kraską.