Poseł PiS Stanisław Pięta znalazł się na politycznym i życiowym zakręcie 29 maja. „Fakt" opublikował wtedy artykuł, z którego wynikało, że poseł uwiódł, a następnie porzucił kobietę poznaną podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej. Z tekstu, ilustrowanego zrzutami ekranu z prywatnych rozmów, wynikało, że obiecywał jej założenie rodziny i załatwienie pracy w PKN Orlen.
Kochanką okazała się Izabela Pek, modelka biorąca udział w nagich sesjach zdjęciowych. Dla elektoratu PiS ta sprawa mogła być trudna do zaakceptowania, bo poseł Pięta nie tylko ma rodzinę, ale w dodatku słynie z wyjątkowo konserwatywnych poglądów. W efekcie w czerwcu został zawieszony w prawach członka partii i klubu oraz odwołany z komisji śledczej ds. Amber Gold i Komisji ds. Służb Specjalnych.
Obecność w tych dwóch komisjach wymaga posiadania certyfikatu dostępu do ściśle tajnych informacji. Jednak, jak ustaliła „Rzeczpospolita", ABW go posłowi nie odebrała.
Do prezydenta też
Sprawa certyfikatu Pięty była szeroko komentowana po wybuchu skandalu z Izabelą Pek. Powodem były doniesienia, że kobieta próbowała się też zbliżyć do innych polityków PiS, w tym do prezydenta Andrzeja Dudy. Do zweryfikowania uprawnień Pięty namawiali komentatorzy i politycy opozycji. – Osoby, które zasiadają w Komisji ds. Służb Specjalnych i mają certyfikat dostępu, nie mogą być podatne na szantaż. Służby powinny wszcząć kontrolę certyfikatu posła Pięty – mówił np. Adam Szłapka z Nowoczesnej.
W „Rzeczpospolitej" pisaliśmy na początku czerwca, że w ABW ruszyły procedury kontrolne, które mają sprawdzić, czy Pięta daje „rękojmię zachowania tajemnicy". Jest to podstawowy warunek, który decyduje o przyznaniu certyfikatu. Służby miały m.in. sprawdzić, czy poseł przekazywał kobiecie oklauzulowane informacje i czy przypadkiem nie była przez kogoś wynajęta.