W sobotę w centrum Warszawy odbyła się demonstracja, zwołana w 102. rocznicę uzyskania przez Polki praw wyborczych. Manifestanci protestowali przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Policja powtarzała przez megafony komunikaty o nielegalności zgromadzenia i apelowała o zejście z jezdni. Część uczestników była legitymowana przez funkcjonariuszy.

W trakcie manifestacji posłanka Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej została zaatakowana gazem łzawiącym.

- My ich rozliczymy. To nie jest tak, że zachowania agresywne wobec obywatelek i obywateli ujdą płazem. I mówię tutaj i o nadzorcach, czyli o panu (wicepremierze Jarosławie) Kaczyńskim, panu (ministrze Mariuszu) Kamińskim, ale również o komendancie stołecznym (policji), który odpowiada za tę akcję, i policjantach, którzy albo są źle szkoleni, albo często nie radzą sobie w takich sytuacjach - zapowiedziała w niedzielę Nowacka.

W poniedziałek głos w sprawie zaatakowania posłanki zabrał wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. – A po co tam chodziła? Pewnie że ma prawo, ale brać udział w awanturach ulicznych, to niekoniecznie jest zadanie dla posłów - skomentował.

- Jakbym nagle wyciągnął legitymację poselską i podsunął pani pod oczy, to też byłaby pani zaskoczona. Policjanci nie mają obowiązku znać każdego posła. Tym bardziej jak jest w masce. A po co machać legitymacją, jak można z daleka spokojnie ją okazać i nie wdawać się w awantury? Niestety policja ma rację - dodał.