Prawa autorskie: za cudze zdjęcia trzeba płacić

Profesjonalny wydawca powinien znać reguły publikacji cudzych zdjęć. Nie może się zasłaniać brakiem świadomości naruszenia praw autorskich.

Publikacja: 17.02.2018 10:00

Prawa autorskie: za cudze zdjęcia trzeba płacić

Foto: Adobe Stock

Tak uznał Sąd Okręgowy w Olsztynie rozstrzygając sprawę z powództwa pewnej fotografki dzikiej przyrody.

Mariola N. od 10 lat zajmuje się fotografią przyrodniczą. Prowadzi stronę internetową, na której umieszcza wykonane przez siebie zdjęcia. Są one opatrzone znakiem wodnym w prawym dolnym rogu. Niektóre fotografie były przedmiotem sprzedaży – Mariola N. zawierała z różnymi podmiotami umowy o przeniesieniu praw autorskich za wynagrodzeniem od kwoty 90 zł do 4 tys. zł netto w zależności od ilości i rodzaju zdjęć. Jej zdjęcia były umieszczane między innymi w kalendarzach i gazetach. Średnio za jedno otrzymywała 300–400 zł.

Zdjęcie jelenia na rykowisku wykonane w lubuskich lasach Mariola N. udostępniła kiedyś do reklamy kalendarza łowieckiego, który był sprzedawany w księgarniach i salonikach prasowych. Ze zdziwieniem odkryła, że ta sama fotografia ilustruje tekst na stronie portalu prowadzonego przez Krzysztofa L. Artykuł reklamował m.in. usługi turystyczne i hotelarskie oraz działalność gospodarczą Krzysztofa L. (usługi przewodnika turystycznego).

Fotografka zadzwoniła do Krzysztofa L. informując, że jest autorką zdjęcia. Najpierw domagała się zapłaty 2 tys. zł, potem podniosła żądanie jeszcze o 500 zł i wyznaczyła 14-dniowy termin do zapłaty. Wydawca portalu usunął cały artykuł i zaproponował wykupienie zdjęcia, ale uznał, że zaproponowana cena jest wygórowana i nieadekwatna do ilości odsłon artykułu i zdjęcia jelenia. Od czasu publikacji zdjęcia ze strony skorzystało zaledwie 111 osób. Negocjacje telefonicznie nie przyniosły rezultatów, więc spór znalazł się w sądzie.

Nie wiedział, że foto trzeba kupić

Uzasadniając wysokość roszczenia, kobieta wskazywała, że fotografowanie dzikich zwierząt jest pracochłonne i wymaga znajomości ich naturalnego środowiska. Poza tym wykonane przez nią zdjęcie było dostępne na stronie Krzysztofa L. przez 3 lata. Dlatego domagała się naprawienia jej szkody przez zapłatę 2,5 tys. zł.

Krzysztof L. twierdził, że otrzymał materiały prasowe, w których znajdowała się sporna fotografia, ale nie wiedział, że jej wykorzystanie narusza prawa autorskie. Nie miał też żadnych narzędzi do weryfikowania autorstwa przekazanego mu zdjęcia. Jego zdaniem powódka nie udowodniła wysokości dochodzonego roszczenia, lecz na rozprawie uznał powództwo co do kwoty 500 zł.

– Faktyczna eksploatacja cudzego utworu bez zezwolenia jest bezpośrednim naruszeniem prawa autorskiego. Bezpośrednią postacią naruszenia są wszystkie działania, które polegają na wkroczeniu w cudze prawa autorskie bez zezwolenia, choćby wkroczenie to było dokonywane bez zamiaru lub świadomości naruszenia. Autorskie prawa majątkowe są chronione w sposób bezwzględny i obiektywny – przypomniał sąd.

Dodał, że twórca może przenieść autorskie prawa majątkowe na inną osobę, ale umowa o przeniesienie autorskich praw majątkowych wymaga formy pisemnej, pod rygorem nieważności.

Sąd wskazał, że fakt naruszenia powinna udowodnić powódka. Wskazując dzieło eksploatowane przez naruszyciela, powódka powinna opisać elementy wykorzystane z jej utworu, które są obecne w dziele pozwanego. Przy czym odwołując się do chronionych elementów utworu, powódka nie może domagać się ochrony samego pomysłu lub tematu ani też stylu, czy samoistnie ujmowanej formy dzieła.

Pozwany nie podważał, że to Mariola N. jest autorką „jelenia na rykowisku". Trzeba więc było rozstrzygnąć tylko jedno: jaka powinna być wysokość należnego powódce wynagrodzenia za bezprawne skorzystanie z jej dzieła.

Zdaniem sądu kwota 2,5 tys. zł z odsetkami tytułem należnego odszkodowania za bezprawne wykorzystanie praw autorskich do zdjęcia to stanowczo za dużo.

Podkreślił, że wyrokiem z 23 czerwca 2015 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że niezgodny z konstytucją jest przepis art. 79 ust. 1 pkt. 3 lit. b ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, w zakresie, w jakim uprawniony, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, może żądać od osoby, która naruszyła te prawa, naprawienia szkody poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej – w przypadku gdy naruszenie jest zawinione – trzykrotności stosownego wynagrodzenia, które w chwili jego dochodzenia byłoby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie z utworu. Jednocześnie Trybunał Konstytucyjny nie wypowiedział się co do ewentualnego terminu utraty mocy obowiązującej zakwestionowanego przepisu.

Zdaniem sądu konsekwencją tego orzeczenia jest uznanie, że osoba, której autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, ma prawo żądać naprawienia wynikłej z tego szkody poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej dwukrotności stosownego wynagrodzenia, niezależnie od tego, czy naruszającemu można przypisać winę. Jest to zryczałtowane odszkodowanie, które nie pozbawia autora dzieła prawa do dochodzenia naprawienia szkody większej, jeżeli ją wykaże. Nie pozbawia go też możliwości otrzymania zadośćuczynienia, jeżeli z takim żądaniem wystąpi i udowodni krzywdę.

– Powódka nie domagała się tego typu roszczeń i wyraźnie w pozwie wskazała, że domaga się naprawienia szkody na podstawie art. 79 ust. 1 prawa autorskiego - zauważył sąd.

Złodziej nie płaci więcej

Olsztyński Sąd Okręgowy zaakcentował, że pod pojęciem „stosownego wynagrodzenia" należy rozumieć takie wynagrodzenie, jakie otrzymałby podmiot prawa autorskiego (lub praw pokrewnych), gdyby pozwany zawarł z nim umowę o korzystanie z utworu w zakresie dokonanego naruszenia. Mariola N. wykazywała, że dochodzona przez nią kwota stanowi należne jej wynagrodzenie na podstawie przedłożonych do akt sprawy umów z wydawcami, redaktorami miesięczników, prezesami firm i innych podmiotów o przeniesieniu praw autorskich. Na podstawie tych umów autorka fotografii dzikich zwierząt otrzymywała wynagrodzenie od 90 zł do 4 tys. zł netto, w zależności od ilości i rodzaju przekazywanych zdjęć. Jednocześnie powódka na rozprawie zeznała, że za jedno zdjęcie otrzymuje od 300 zł do 400 zł, a złodziej, jej zdaniem, powinien zapłacić 10 razy więcej. Wskazała także, w negocjacjach z naruszycielami ustala kwoty od 1500 zł do 2000 zł.

– Pozwany nie może być poddany rygorom subiektywnej oceny powódki. Żądana kwota 2500 zł nie jest niczym uzasadniona. Jest próbą ukarania pozwanego za naruszenie jej dzieła, w sposób nieprzewidziany przez ustawę – uznał sąd.

W jego ocenie powódka powinna otrzymać od pozwanego 700 zł.

– Kwota ta odzwierciedla rzeczywiste możliwości sprzedaży dzieła przez powódkę. Nie wykazała ona, aby za jedno zdjęcie mogła otrzymać więcej. Jak zeznała sama powódka, za jedno zdjęcie otrzymuje 300–400 zł. Uzasadnia to zatem średnią wycenę na poziomie 350 zł. Dwukrotność tej ceny średniej to właśnie 700 zł. Powódka nie uwodniła szkody na żądaną w pozwie kwotę, ponad kwotę zasądzoną wyrokiem – wyjaśnił sąd.

Wyrok jest nieprawomocny.

sygnatura akt: I C 9/17

Tak uznał Sąd Okręgowy w Olsztynie rozstrzygając sprawę z powództwa pewnej fotografki dzikiej przyrody.

Mariola N. od 10 lat zajmuje się fotografią przyrodniczą. Prowadzi stronę internetową, na której umieszcza wykonane przez siebie zdjęcia. Są one opatrzone znakiem wodnym w prawym dolnym rogu. Niektóre fotografie były przedmiotem sprzedaży – Mariola N. zawierała z różnymi podmiotami umowy o przeniesieniu praw autorskich za wynagrodzeniem od kwoty 90 zł do 4 tys. zł netto w zależności od ilości i rodzaju zdjęć. Jej zdjęcia były umieszczane między innymi w kalendarzach i gazetach. Średnio za jedno otrzymywała 300–400 zł.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Praca, Emerytury i renty
Płaca minimalna jeszcze wyższa. Minister pracy zapowiada rewolucję
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Sądy i trybunały
Trybunał Konstytucyjny na drodze do naprawy. Pakiet Bodnara oceniają prawnicy
Mundurowi
Kwalifikacja wojskowa 2024. Kobiety i 60-latkowie staną przed komisjami