W środę Sejm przeprowadził debatę i głosowanie nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego z funkcji wicepremiera. W pewnym momencie na mównicę wszedł prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Wytykał rządowi PiS, że słucha radykałów, po czym powiedział: – Proponujemy nową umowę społeczną opartą o wartości prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna.
Do jego wystąpienia odniósł się potem Kaczyński. – Przemówienia, które tutaj słyszałem, były różne. Niektóre z nich zawierały pewną polityczną propozycję – mówił. I patrząc na szefa PSL, powiedział: – Cierpliwości, panie przewodniczący, cierpliwości.
Czy oznacza to, że PSL chce wejść do rządu w miejsce Solidarnej Polski? Nasi rozmówcy w PSL twierdzą, że to raczej oni są łowieni przez PiS. I zastrzegają, że o żadnej koalicji nie może być mowy.
Potknięcie Kosiniaka
Temat zasilenia przez ludowców ław Zjednoczonej Prawicy pojawił się po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Władysław Kosiniak-Kamysz prowadził profesjonalną kampanię, a w czasie, gdy kandydatką KO była jeszcze Małgorzata Kidawa-Błońska, sondaże dawały mu wejście do drugiej tury. Ostatecznie dostał rozczarowujący wynik 2,36 proc. głosów.
Spowodowało to marazm u ludowców, który dostrzegł prezydent Andrzej Duda. Po pierwszej turze zaapelował do PSL i Konfederacji o budowę „koalicji polskich spraw".