Choć Adam Bodnar uzyskał dwa tygodnie temu poparcie Sejmu, to jego wybór na Rzecznika Praw Obywatelskich stał pod znakiem zapytania. Wątpliwości budziło głosowanie Senatu, w którym zasiadają bardziej konserwatywni politycy PO, niż w izbie niższej polskiego Parlamentu. W głosowaniach personalnych w Senacie trudno także egzekwować ewentualną dyscyplinę, ponieważ decyzje senatorów są tajne.
Ostatecznie jednak kandydatura Bodnara została zaakceptowana, choć przewaga jego zwolenników była minimalna. Za jego wyborem głosowało 41 senatorów, 39 było przeciw, a 2 się wstrzymało. To oznacza, że klub senatorów PO musiał się podzielić i nie wszyscy poparli nowego ombudsmana.
- Moją rolą będzie służenie wszystkim obywatelom. Dziękuję organizacjom pozarządowym, które mnie wsparły - powiedział po wyborze Bodnar, który był bardzo zdeterminowany do objęcia nowej funkcji. Jak informowaliśmy w "Rzeczpospolitej", by poprawić swój kontrowersyjny wizerunek rozpoczął współpracę ze znaną specjalistką od PR Moniką Janowską-Mleczko. Głównym problemem Bodnara był jego światopogląd i poparcie dla małżeństw homoseksualnych oraz możliwości adopcji dzieci przez takie pary.
Współpracowniczka Bodnara szczegółów współpracy nie chciała nam zdradzić. Mówi tylko, że pośredniczy w kontaktach z mediami. – Np. doradziła mi, żeby mieć twardą skórę i nie zawsze reagować na zaczepne publikacje w mediach – tłumaczy sam Adam Bodnar. – Jeśli ktoś miał rzeczywisty wpływ na moje działania, to dwa środowiska: organizacji pozarządowych i świata nauki – zapewnia.
By uzyskać nominację parlamentu, Bodnar musiał przekonać do siebie też kluby parlamentarne. Jak zdradzali "Rzeczpospolitej" posłowie różnych ugrupowań, kandydat w zależności do rozmówców miał dopasowywać swoje poglądy. - U nas, w PSL, cytował nawet Wincentego Witosa - przyznawał nam jeden z ludowców.