Decyzja Xi Jinpinga o likwidacji jednej z pięciu placówek dyplomatycznych USA na terenie ChRL to odpowiedź na podobny ruch Stanów w miniony wtorek. Tego dnia Chińczycy musieli w takim pośpiechu zamknąć swój konsulat w Houston, że personel na podwórzu palił poufne dokumenty.
Amerykanie twierdzą, że konsulat w szczególny sposób zaangażował się w działania szpiegowskie. Dwa dni później amerykańskie władze aresztowały pod zarzutem szpiegostwa czterech chińskich wojskowych. Wśród nich była Tang Juan, która próbowała szukać schronienia w chińskim konsulacie w San Francisco – ale bezskutecznie.
Koniec polityki Nixona
Zamknięcie konsulatów to zwieńczenie trwającej od wielu tygodni niezwykłej eskalacji napięcia między pierwszą a drugą gospodarką świata. W odpowiedzi na uchwaloną w Pekinie nową ustawę o bezpieczeństwie Hongkongu, która de facto kończy z autonomią dawnej, brytyjskiej kolonii, Donald Trump pozbawił Hongkong amerykańskich przywilejów, bez których terytorium w zasadzie nie może funkcjonować jako międzynarodowy ośrodek finansowy. Biały Dom wprowadził także zakaz wjazdu do USA dla wielu chińskich oficjeli w odpowiedzi na represje muzułmańskiej mniejszości Ujgurów. Waszyngton uznał ponadto, że starania Xi Jinpinga o kontrolę nad Morzem Południowochińskim są nielegalne, co może mieć daleko idące skutki, m.in. dla bezpieczeństwa Tajwanu.
Ale nawet to może być tylko wstępem do znacznie poważniejszej rozgrywki między oboma krajami. Pod koniec minionego tygodnia sekretarz stanu Mike Pompeo wygłosił programowe przemówienie, w którym zapowiedział koniec polityki „zaangażowania" Ameryki w Chinach. Miejsce występu, Biblioteka Richarda Nixona w Yorba Linda w Kalifornii, to sygnał, że w ten sposób Ameryka zrywa z polityką zainicjowaną wizytą 37. prezydenta USA w Chinach w 1972 r.
– Kochające wolność narody świata muszą wymusić na Chinach zmianę zachowania – oświadczył Pompeo.