Z propozycją dopuszczenia szefowej szkockiego rządu do posiedzeń gabinetu premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona wyszedł Michael Gove. W jego kompetencjach są między kwestie podtrzymywania jedności Zjednoczonego Królestwa. W opinii polityka, zaproszenie Sturgeon byłoby sygnałem, że Szkocja ma wpływ na decyzje, które związane są z całym krajem.
- Michael zaproponował to na posiedzeniu rządu jako jeden z wielu pomysłów na rozwiązanie kwestii szkockiej, ale Borisowi się to nie spodobało. Nie podobał mu się pomysł, aby Sturgeon była postrzegana na tym samym poziomie politycznym co on" - pisze dziennik „Financial Times”, cytując anonimowe źródło, które miało być informowane w tej sprawie.
Na posiedzenia rządu mieliby zapraszani być również pierwszy minister Walii Mark Drakeford, pierwsza minister Irlandii Północnej, Arlene Foster oraz jej zastępczyni, Michelle O'Neill. Uczestniczą już oni w nadzwyczajnych posiedzeniach sztabu ds. kryzysowych związanych z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2.
"Jeden z wysokich rangą deputowanych Partii Konserwatywnej miał zauważyć, że pomysł ten jest zupełnie niemożliwy do realizacji” - pisze „Financial Times”. Dziennik zauważa, że w brytyjskim rządzie obowiązuje zasada kolektywnej odpowiedzialności, co zarówno dla Sturgeon, jak i pozostałych zaproszonych, mogłoby być nie do przyjęcia. - Skończy się to tym, że Sturgeon stanie na schodach na Downing Street 10 i powie światu, jaki ten rząd jest zły - podkreślił cytowany przez „FT” poseł.
Mimo, że podejście do sprawy Borisa Johnsona wydaje się przekreślać pomysł, samo jego przedstawienie oznacza wciąż rosnące zaniepokojene rządu wzrastającym w Szkocji poparciem dla niepodległości.