Owszem, PiS nowa ordynacja była na rękę i szef Klubu PiS Ryszard Terlecki już zdążył na Twitterze odpowiedzieć, że partia liczy, że prezydent ją podpisze.

Faktem jest, że propozycja PiS ordynację upraszcza (dzisiejsza jest bowiem niezwykle skomplikowana). W dodatku promując największe ugrupowania pozwoliłaby partii Jarosława Kaczyńskiego zrealizować ambitne plany stworzenia w nowym Parlamencie Europejskim wpływowej siły politycznej. Jeśliby bowiem PiS wprowadził do PE np. 25-30 deputowanych byłby nie tylko jedną z największych delegacji narodowych, ale również mógłby odgrywać kluczową rolę w kształtowaniu się nowego ładu europejskiego. Dałoby to PiS poważny argument do ręki zarówno w potencjalnych negocjacjach z chadecją jak i tworzeniu własnej frakcji. Do PiS dotarło bowiem, że sama zmiana klimatu politycznego (na bardziej eurosceptyczny) po wyborach nie wystarczy – by mieć coś do powiedzenia w UE trzeba będzie jeszcze znaleźć się w wpływowych ciałach decyzyjnych.

Ale odrzucenie przez prezydenta nowej ordynacji też będzie miało dla PiS pewne plusy. Po pierwsze ordynacja wymusiłaby ścisłą współpracę całej opozycji od PSL, przez PO, N po SLD, co dla PiS wcale nie musiałoby się okazać korzystne. Po drugie zapowiadane przez prezydenta weto byłoby sygnałem wysłanym do elektoratu centrowego. Podobnie jak rok temu po odrzuceniu przez Dudę ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa duża część wyborców odetchnęła myśląc: no może ten PiS nie jest taki zły, może czasem trochę przesadza, ale jest Duda, który będzie pełnił rolę bezpiecznika i zbyt radykalne pomysły zawetuje. Dla części umiarkowanych wyborców, którzy mogli się zrazić sposobem, w jaki PiS przejmuje dziś Sąd Najwyższy, gra Dudy i PiS w dobrego i złego policjanta, może się wydać przekonująca. Prezydent osiągnąłby bowiem jeszcze efekt wyprowadzonej kozy ze starego dowcipu o rabinie. PiS podgrzał emocje zmianą ordynacji, ponieważ uprawnione stały się pytania, czy nie będzie prób zmian ordynacji do parlamentu w przyszłym roku, które miałyby sprawić, by PiS łatwiej byłoby wygrać wybory. Teraz prezydent tę kozę wyprowadza i zarówno ten problem jak i te zarzuty unieważnia. A warto przypomnieć, że po ubiegłorocznych wetach Dudy PiS osiągał historycznie największe poparcie w sondażach.

Weto jest zaś dla samego Dudy wygodne. W rozmowie z „DGP” prezydent przekonuje, że nowa ordynacja podnosi realny próg wyborczy przez co „część polskiego społeczeństwa będzie miała poczucie pozbawienia reprezentacji w europarlamencie”. Tak się bowiem składa, że ta część, która nie będzie miała reprezentacji w EP to jego potencjalni wyborcy. Bo PiS by wygrać w 2019 roku potrzebuje po prostu być pierwsze – bez względu na to, czy osiągnie 30, 35 czy 40 proc. głosów. Duda, by wygrać rok później, musi mieć ponad 50 proc. głosów. Wyborcy mniejszych partii – np. Kukiza, Korwin Mikkego czy Narodowców mogą mu się za dwa lata za to weto w drugiej turze odwdzięczyć.