Detektyw ze skazą

Trzy najmocniejsze występy aktorskie Edwarda Nortona – w „Lęku pierwotnym" (1996), „Więźniu nienawiści" (1998) i „Podziemnym kręgu" (1999) – od lat plasują się w czołówce rankingów najlepszych ról filmowych w historii kina. Niemniej jednak jego reżyserski debiut – komedia romantyczna „Zakazany owoc" (2000), opowiadająca historię specyficznego trójkąta miłosnego, na który składali się katolicki ksiądz, rabin oraz ich wspólna przyjaciółka – spotkał się z mieszanymi opiniami, zarówno w kręgu krytyków, jak i publiczności.

Publikacja: 20.12.2019 17:00

Detektyw ze skazą

Foto: materiały prasowe

Po latach 90. przyszły dla aktora nieco chudsze czasy, nieobfitujące już w takim stopniu w pierwszoplanowe kreacje. Dziś powraca w autorskim stylu z nowym projektem. Na swoje barki wziął nie tylko główną rolę, ale również scenariusz, reżyserię i produkcję obrazu, nad którym pracował przez dwie dekady, a który stanowi adaptację bestsellerowej i wielokrotnie nagradzanej powieści kryminalnej Jonathana Lethema.




Lionel Essrog, bohater „Osieroconego Brooklynu", jest detektywem cierpiącym na zespół Tourette'a, choć w jego przypadku choroba nigdy nie została odpowiednio nazwana, mimo iż akcja rozgrywa się w latach 50. XX wieku, czyli już po zdiagnozowaniu przypadłości. Norton wciela się w postać z wyczuciem i empatią, nigdy nie przekraczając żadnej granicy w geście aktorskiej szarży. Gdy jego mentor i przyjaciel zarazem zostaje zamordowany w niejasnych okolicznościach, mężczyzna postanawia na własną rękę odnaleźć zabójcę, kierując się przy tym instynktem i intuicją. Przy okazji, jak nietrudno przewidzieć, odkrywa znacznie więcej; to, do czego dostęp był dotąd pilnie strzeżony. Wnet bowiem okazuje się, że nieplanowane uwikłanie w zbrodniczy proceder prowadzi do samego jądra ciemności, ulokowanego w nowojorskim ratuszu. Tam toczy się walka o władzę i wpływy, postępuje korupcja, a wszystko to dzieje się kosztem najsłabszych, najmniej uprzywilejowanych.

Rzadko spotyka się współcześnie fabuły w podobnym stopniu skomplikowane i zagmatwane, niemal wprost odwołujące się do takich klasyków filmu noir, jak choćby „Sokół maltański" (1941) Johna Hustona czy „Wielki sen" (1946) Howarda Hawksa; opowieści, w których nic nie jest proste, ani takie, jakie się wydaje. Utwór Nortona nie wpisuje się całkowicie w tę konwencję, choć tematycznie blisko mu do „Chinatown" (1974) Romana Polańskiego, w którym bohater także wikła się w intrygę polityczno-kryminalną, mającą na celu rozbudowę miasta kosztem tych najbardziej marginalizowanych, ludzi pochodzących z najniższych klas społecznych.

W „Osieroconym Brooklynie" silnie zsubiektywizowana narracja, na którą składają się impresjonistyczne wizje, oraz powolnie snuta opowieść spoza kadru przekształcają się w łamigłówkę niemal nie do rozwiązania, na co wpływ ma nie tylko mnogość elementów, ale również przypadłość bohatera. Paradoksalnie jednak syndrom, którym obarczony jest Lionel, objawiający się licznymi tikami oraz kompulsywnymi krzykami, wcale nie dyskwalifikuje go z zawodu agenta, tym bardziej że większość ciemnych typków z półświatka, z którymi ma na pieńku, nie traktuje go poważnie. Warto dodać, że ten aspekt mógłby generować sporą dozę suspensu, jednak reżyser zupełnie zaprzepaszcza tę szansę. Swoistym rewersem jego choroby jest ponadprzeciętna pamięć, dzięki której to, co robi, znajduje odpowiedni balans, a układane przezeń puzzle zaczynają wreszcie nabierać właściwego kształtu. Jednocześnie w ukończeniu dzieła przeszkadzają bohaterowi traumy z przeszłości – dzieciństwo spędzone w sierocińcu oraz niedawna wojna, która poraniła bliskich mu ludzi.

Ostatecznie jednak całość nie wybija się ponad przeciętność. Sprawdza się jako ćwiczenie warsztatowe, wiernie oddając aspekty wizualne – od kostiumów po scenografię – ale zupełnie zapominając przy tym, że dobry noir w wersji retro powinien nie tylko sygnalizować duszną atmosferę, ale również ją tworzyć.

Po latach 90. przyszły dla aktora nieco chudsze czasy, nieobfitujące już w takim stopniu w pierwszoplanowe kreacje. Dziś powraca w autorskim stylu z nowym projektem. Na swoje barki wziął nie tylko główną rolę, ale również scenariusz, reżyserię i produkcję obrazu, nad którym pracował przez dwie dekady, a który stanowi adaptację bestsellerowej i wielokrotnie nagradzanej powieści kryminalnej Jonathana Lethema.

Lionel Essrog, bohater „Osieroconego Brooklynu", jest detektywem cierpiącym na zespół Tourette'a, choć w jego przypadku choroba nigdy nie została odpowiednio nazwana, mimo iż akcja rozgrywa się w latach 50. XX wieku, czyli już po zdiagnozowaniu przypadłości. Norton wciela się w postać z wyczuciem i empatią, nigdy nie przekraczając żadnej granicy w geście aktorskiej szarży. Gdy jego mentor i przyjaciel zarazem zostaje zamordowany w niejasnych okolicznościach, mężczyzna postanawia na własną rękę odnaleźć zabójcę, kierując się przy tym instynktem i intuicją. Przy okazji, jak nietrudno przewidzieć, odkrywa znacznie więcej; to, do czego dostęp był dotąd pilnie strzeżony. Wnet bowiem okazuje się, że nieplanowane uwikłanie w zbrodniczy proceder prowadzi do samego jądra ciemności, ulokowanego w nowojorskim ratuszu. Tam toczy się walka o władzę i wpływy, postępuje korupcja, a wszystko to dzieje się kosztem najsłabszych, najmniej uprzywilejowanych.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu