Życie jako przestrzeń kreacji. Poza wysiłkiem genetycznym dostępne dla nielicznych. Choć wielu aspiruje. Czymże jest twórczość, jeśli nie usilną walką z biegiem czasu, próbą reprodukcji myśli, idei, wizji, emocji. Oczywiście, potrzeba do tego talentu, ale i to za mało. Talent jest dostępny zbyt wielu, jest jak błyszczące w ostrym świetle dnia ziarenko kurzu; dużo tego, za dużo, więc jako ludzkość stworzyliśmy trudną kategorię geniuszu, praktycznie niedefiniowalną, za to namacalną.
Ciekawe, że geniusz jest dotykalny, ale też, w innym wymiarze, wyjątkowo brutalnie weryfikowany przez kategorię czasu. Dostrzegamy, że ktoś jest bądź nie jest geniuszem, ale od takiej oceny dużo ważniejsze jest potwierdzenie tej konstatacji post factum. Bo wobec braku definicji formalnej, braku właściwej, precyzyjnej miary współcześni mogą się mylić. Ale następne pokolenia już mniej.
Jan Sebastian Bach i Georg Händel, wielcy barokowi rówieśnicy. Nie wiem, czy Bach uchodził w swojej epoce za geniusza; z pewnością wzruszał wielu słuchaczy na swojej trudnej ścieżce koncertmistrza. Inaczej Händel, rzucano mu pod nogi pęki róż. Był ulubieńcem, beniaminkiem londyńskiej socjety, faworytem Jerzego II i jego dworu. Jego realizacje konsumowały takie budżety, o jakich ani wówczas, ani długo później nie mógł marzyć żaden inny muzyk.
Wielki za życia Händel i zaszczuty, rzemieślniczy, w wytartym surducie Jan Sebastian Bach. Wiecznie głodny sukcesu, splendoru i fortuny. Nigdy ich nie osiągnął. Z dwadzieściorga dzieci dorosłości dożyło dziesięcioro. Z każdym z synów siedział godzinami przy klawesynie i uczył wirtuozerii oraz sztuki kompozycji. A jednak po jego śmierci uznali jego muzykę za niemodną. Nazywali go, nieżyjącego dawno ojca, „starą peruką", a o jego twórczości powiadali z irytacją: „mamy dość tej jego matematyki". Brak szacunku dla Bacha stał się modny. Niedawni słuchacze i konkurenci, którzy – to wiemy dziś – nie byli godni glansować perfumowanymi chusteczkami jego obłoconych buciorów, powiadali: „styl Bacha jest harmonijny i pełen wyrazu, ale niemelodyjny i pozbawiony wdzięku". Cóż więc było odrzucić, schować papierzyska do skrzyni i zapomnieć?