Były wyjątki – wystarczy sięgnąć po „Desperatki", by się o tym przekonać. Niemniej jednak tamta historia z 1996 r. o przyjaciółkach bez sukcesu wchodzących na drogę przestępczą, by wyrwać się z nędzy, daje wyobrażenie o tym, jak traktowano żeńskie bohaterki – widziano w nich amatorki. Dobrze obrazują to również takie utwory jak „Spring Breakers" Harmony'ego Korine'a (2012) czy „Bling Ring" w reżyserii Sofii Coppoli (2013).
Zmiana nastąpiła wraz z narodzinami prokobiecych ruchów społecznych #MeToo oraz Time's Up – tylko na przestrzeni ostatnich dwóch lat zrealizowano kilka filmów kryminalnych, które w centrum stawiają kobiety. Mowa choćby o „Ocean's 8" czy „Oszustkach".
Problem w tym, że twórcy tych obrazów korzystają z franczyz stworzonych przez mężczyzn dla mężczyzn, zmieniają jedynie proporcje. Genderowa konwersja wydaje się jednak sztuczna. Może i kobiety stały się profesjonalistkami, wchodząc w świat zarezerwowany wcześniej dla facetów, ale czy aby na pewno zwyciężyła równość? Żaden z tych filmów, może z wyjątkiem „Wdów" Steve'a McQueena, nie dokonuje rzetelnej analizy bohaterek, a jedynie czyni ze zbrodni efektowny element akcji w stylu glamour. Kobiety nie mają tu nawet swoich oryginalnych historii. Owszem, twórcy neutralizują seksizm, ale w istocie nie odchodzą daleko od tego, co proponowało męskie kino kryminalne. Fakt, że filmy te zrealizowali faceci, też mówi wiele.
Właśnie dlatego szansa, przed którą stanęła Andrea Berloff, obejmując reżyserię „Królowych nocy", była aż tak duża. Berloff była nominowana w 2016 r. do Oscara za scenariusz „Straight Outta Compton" o raperach z niebezpiecznych przedmieść Los Angeles, zaznajomiła się już więc z gangsterskim klimatem. Teraz nie tylko wyreżyserowała, ale także zaadaptowała komiks wydawnictwa Vertigo (odłam DC oferujący treści dla dorosłych czytelników). To znamienne, że właśnie kobieta dostała w swoje ręce projekt, który jeszcze niedawno przypadłby mężczyźnie. Tym większa szkoda, że wspomniana szansa została zmarnowana.
Zbrodnia to męska rzecz – informują statystyki FBI (może też dlatego kino kryminalne skupia się głównie na facetach, oddając po prostu realia). Jakby ktoś miał wątpliwości, już we wstępie rozbrzmiewa utwór „It's a Man's Man's Man's World", oryginalnie śpiewany przez Jamesa Browna.