Na początku września 1945 r. grupa pozostałych w kraju wysokich oficerów Armii Krajowej powołała nową organizację – Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). Rezygnując z militarnego charakteru dalszej działalności, za cel stawiała sobie ona polityczną walkę o realizację Testamentu Polski Walczącej. „Nie naszą jest winą, że podstawowe prawo wolnego obywatela w demokratycznym państwie – prawo zrzeszania się, musimy realizować w postaci tajnej" – stwierdzali w deklaracji ideowej założyciele WiN. Jej wymowa, zwłaszcza dziś – w dobie forsowania bardzo uproszczonego obrazu powojennego podziemia – może zaskakiwać.
Inicjatorzy WiN głosili potrzebę prawdziwej, bazującej na wzorcach anglosaskich, demokratyzacji życia polskiego i przeprowadzenia gruntownych reform społecznych (te podejmowane przez komunistów oceniali jako powierzchowne). Potępiając „urągającą suwerenności" samowolę bezpieki i domagając się opuszczenia Polski przez obce wojska, odżegnywali się od „opartej na błędnych założeniach antydemokratycznej działalności ugrupowań skrajnych". W ten sposób wyrażali krytyczny stosunek do części konkurencyjnego, usiłującego zdominować podziemie za sprawą radykalnej retoryki, nurtu narodowego. Deklarując konieczność ułożenia partnerskich relacji z ZSRR, co wynikało z położenia międzynarodowego Polski, zwracali uwagę na krzywdzący wymiar jednostronnych decyzji powziętych w sprawie polskiej granicy wschodniej i potrzebę jej pokojowej rewizji. Wreszcie, co było krokiem szczególnej wagi, wzywali do „likwidacji Rządu Polskiego na obczyźnie" oraz powrotu wojennej emigracji. Celem miało być „ostateczne i niedwuznaczne skoncentrowanie w kraju" sił aspirujących do politycznego przywództwa narodu.
Twórcy zrzeszenia nie wierzyli, że bliski jest kolejny konflikt zbrojny. Szansę zachowania choćby częściowej niezależności dostrzegali w wytworzeniu swoistej masy krytycznej, zdolnej zmusić komunistów do przeprowadzenia wolnych wyborów. Te w Jałcie i Poczdamie zagwarantowały Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania. „Nie sięgamy sami po mandaty poselskie, ale wytężymy wszystkie siły, by znalazły się one w rękach prawdziwej demokracji polskiej. (...) Wyborów sfałszować nie damy!" – wołano w zakończeniu winowskiej deklaracji. Autorem projektu dokumentu był zapomniany dziś redaktor czołowych pism Polski Podziemnej i wychowawca legendarnego akowskiego batalionu „Parasol" Bolesław Srocki. Ostateczny kształt nadał mu płk Jan Rzepecki – pomysłodawca i prezes WiN, a w czasie wojny zwierzchnik wyjątkowego w skali całej okupowanej Europy podziemnego „koncernu wydawniczego", akowskiego Biura Informacji i Propagandy (BIP).
Wyjście z podziemia
Koncepcja nowej organizacji dojrzewała od wiosny 1945 r. W maju stojący na czele likwidowanych stopniowo struktur podziemnej armii Rzepecki i delegat rządu na kraj, ludowiec Stefan Korboński wydali specyficzną odezwę. Wzywali w niej do „wykonania trudnego rozkazu Prezydenta RP" i ostrożnego powrotu „do pracy nad odbudową kraju". Rozumiejąc tragiczne położenie swoich podopiecznych, zastrzegali, że kontynuacja walki zbrojnej jest szkodliwa i sprzeczna ze wskazówkami rządu. „Nie wierzcie (...) działającym samowolnie Polakom lekkomyślnym, choć patriotycznie nastawionym, jeśli namawiają Was na partyzantkę, powołując się na takie rozkazy władz polskich" – wołali. Dwa miesiące później zwierzchnicy utworzonej w miejsce rozwiązanej AK Delegatury Sił Zbrojnych (DSZ) pisali już o „zwyrodniałości życia leśnego", zagrażającej demokratycznemu dorobkowi ideowo-politycznemu AK. Co charakterystyczne, w tym samym czasie jeden z podległych im tytułów wzywał: „Musimy ożywiać (...) polski ruch polityczny! Z chwilą gdy zostanie ujawniony PSL, nie powinno zabraknąć ani jednego chłopa, ani jednego inteligenta pochodzącego z ludu, któryby w szeregi tego stronnictwa nie stanął. Tak samo muszą się zgrupować w PPS wszyscy robotnicy Polacy, tak i mieszczaństwo polskie winno zespolić się w Chrześcijańskiej Demokracji".
Zmęczenie wieloletnią konspiracją i bezradność legalnych władz coraz wyraźniej przekładały się na nastroje panujące w podziemiu. W obliczu triumfalnego powrotu Mikołajczyka i wejścia ludowców do powołanego pod patronatem alianckiej wielkiej trójki Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej z początkiem lipca samorozwiązaniu uległy cywilne organy Państwa Podziemnego. Współtworzące je ugrupowania – z wyjątkiem narodowców, choć część działaczy Stronnictwa Narodowego również podjęła próbę legalizacji – zdecydowały się wyjść na powierzchnię. Wzorem „odbitego" z rąk komunistów ruchu ludowego dalszą działalność zamierzały prowadzić jawnie.