Kłopot zaczyna się wówczas, gdy z tematu prywatnego (choć w sensie ścisłym małżeństwo jest zawsze wydarzeniem publicznym, a nie prywatnym) robi się wydarzenie publiczne, i to w kluczowym dla wielu ludzi miejscu świętym. Wtedy trudno milczeć, bo symboliczne znaczenie wydarzenia wpływa już nie tylko na życie osobiste jednostek, ale i społeczeństwa.
I tak jest z pewnym ślubem, który odbył się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, a w którym uczestniczyła cała elita obecnej władzy, tak często – i słusznie – broniąca małżeństwa. Jego znaczenie przekracza dalece sytuację, niewątpliwie bolesną, kilku osób, a nabiera wymiaru publicznego. Śledzący z zapartym tchem życie celebrytów i dygnitarzy medialnych ludzie zaczęli bowiem zadawać całkiem konkretne pytania o to, czy rzeczywiście nierozerwalność małżeństwa jest dla Kościoła tak wielką wartością, skoro po niemal ćwierć wieku można uznać je za niebyłe? Czy nie istnieją w Kościele równi i równiejsi, bo wielu nigdy orzeczenia nieważności nie otrzymało? Czy przypadkiem orzeczenie nieważności nie jest tylko furtką dla faktycznego uznania rozwodu? I wreszcie, czy udostępnienie tak ważnego miejsca na ślub nie jest przypadkiem formą korupcji, odpłacania się za rozmaite zasługi, jakie aparat państwa i niektóre media mają wobec Kościoła hierarchicznego?