Irena Lasota. Kampania wyborcza – idealna do wyładowanie agresji

Od dwóch tygodni, a może nawet od dwóch miesięcy, można było odnieść wrażenie, że ludzie chcieli, by wybory odbyły się jak najszybciej i mieli to już za sobą. Na razie wygląda jednak na to, że żadnego „po wyborach" nie będzie. Jak w tym starym żydowskim dowcipie, w którym jest incydent w pociągu z Pińska do Mińska. W przedziale siedzi facet i jęczy „ach, jak mi się chce pić, ach, jak mi się chce pić" i w końcu któryś ze współpasażerów nie wytrzymuje i podaje mu kubek z wodą. Jęczący wypija, wszyscy oddychają z ulgą, ale po pięciu minutach facet znowu zaczyna: „ale mi się chciało pić...". Można by oczywiście uwspółcześnić dowcip, dodając, że facet teraz jęczy, że to nie była woda, że nie ugasił pragnienia i że właściwie to tak naprawdę to by się chętniej napił wódki.

Aktualizacja: 19.07.2020 07:26 Publikacja: 19.07.2020 00:01

Irena Lasota. Kampania wyborcza – idealna do wyładowanie agresji

Foto: Fotorzepa, Ada Michalak

Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że żartobliwy ton tego felietonu nie przypadł do gustu zagorzałym zwolennikom jednego czy drugiego kandydata. Rany i siniaki są jeszcze świeże. Kampania wyborcza trwała wyjątkowo długo, pięć miesięcy i to w niezwykłych warunkach pandemii. Oczywiście, gdyby zamiast wyborów prezydenckich zarządzono referendum na temat Covid-19, zapanowałaby zgoda narodowa i wszyscy byliby przeciwko. Pandemia jednak, której psychologicznych skutków nie możemy jeszcze ocenić, polegała i polega na bezustannym bombardowaniu człowieka nie tylko wirusami, ale przede wszystkim informacjami i dezinformacjami o objawach, o stopniu zaraźliwości, o skuteczności zapobiegania i przede wszystkim o zgonach. Ludzie przestali chodzić do pracy, na piwo czy na spacer. Niektórzy odseparowali się od najbliższych, siedzieli tygodniami w tym samym mieszkaniu i oczywiście zastanawiali się, co będzie z nimi, ich pracą, wakacjami, z wizytą u dentysty, edukacją ich dzieci.

Teoretycznie wiemy, że jesteśmy śmiertelni, ale nie jesteśmy przyzwyczajeni do czytania o tym na pierwszych stronach gazet. Nekrologi są zazwyczaj na stronach, do których nie trzeba koniecznie zaglądać i dotyczą zwykle kogoś, kogo nie musimy znać. Gazety są tu metaforą starej daty: unikamy ich dzisiaj, gdyż papier też może przenosić wirusy – więc wpatrujemy się w ekran i poruszamy zdezynfekowaną myszką.

W internecie i w telewizji koronawirus stał się oczywiście tematem numer jeden i wiele rzeczy zaczęło nabierać odmiennych proporcji. Czujemy, że stoimy nad grobem, jesteśmy osamotnieni, nie wiemy, co będzie jutro, więc każdy wybór może okazać się ostatecznym, najważniejszym. Nic dziwnego, że w tej sytuacji wiele osób mogło zacząć wariować. Branie siebie samego i sytuacji, w której jesteśmy, ze zbyt dużą dozą powagi też bywa oceniane jako odchylenie od normy psychicznej (jeśli takowa ciągle istnieje).

Wybory prezydenta okazały się doskonałą okazją dla wielu do zaznaczenia swojego istnienia i znaczenia. „Głosuję więc jestem" zakrzyknęli i dzięki temu frekwencja wyborcza pobiła wszelkie rekordy. Kampania wyborcza okazała się też doskonałym polem do wyładowania nagromadzonej od miesięcy agresji. Tyle psychologii psa Fafika, jak mówiono w czasach „Przekroju" – tygodnika koncesjonowanego wprawdzie, ale dającego czasem ludziom linę ratunkową przed popadaniem w obłęd w czasach PRL.

Gdy zaczęły napływać pierwsze wyniki wyborów, można było nagle dostrzec również ślady marksistowskiego, postmarksistowskiego i neomarksistowskiego myślenia. Dialektyka obnażyła kły, parafrazując język „Trybuny Ludu". Ponieważ jednym z „praw dialektyki" jest, że ilość przechodzi w jakość, a jeśli patrzymy na rzeczywistość dialektycznie, to i jakość może przejść w ilość – to pojawiły się głosy, że 51 proc. głosów to tak naprawdę mniej niż 49 proc., bo ważne jest, kto głosuje. Warszawski Żoliborz jest dla niektórych gatunkowo cięższy niż Godziszów w powiecie janowskim na Lubelszczyźnie i wynik wyborów należałoby zweryfikować. Jak? Dodatkowe punkty za iloraz inteligencji powyżej 100? Członek stowarzyszenia twórców może oddać dwa głosy? Politolog i socjolog nawet trzy?

A może lepiej pojechać nad jezioro i pomyśleć, że na razie przeżyliśmy, wybory już się odbyły, będą jeszcze inne, końca świata jak dotąd nie było, a i prezydent w Polsce ma ograniczoną władzę. 

Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że żartobliwy ton tego felietonu nie przypadł do gustu zagorzałym zwolennikom jednego czy drugiego kandydata. Rany i siniaki są jeszcze świeże. Kampania wyborcza trwała wyjątkowo długo, pięć miesięcy i to w niezwykłych warunkach pandemii. Oczywiście, gdyby zamiast wyborów prezydenckich zarządzono referendum na temat Covid-19, zapanowałaby zgoda narodowa i wszyscy byliby przeciwko. Pandemia jednak, której psychologicznych skutków nie możemy jeszcze ocenić, polegała i polega na bezustannym bombardowaniu człowieka nie tylko wirusami, ale przede wszystkim informacjami i dezinformacjami o objawach, o stopniu zaraźliwości, o skuteczności zapobiegania i przede wszystkim o zgonach. Ludzie przestali chodzić do pracy, na piwo czy na spacer. Niektórzy odseparowali się od najbliższych, siedzieli tygodniami w tym samym mieszkaniu i oczywiście zastanawiali się, co będzie z nimi, ich pracą, wakacjami, z wizytą u dentysty, edukacją ich dzieci.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kataryna: Przepychanie szpiega
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Nie róbmy Putinowi prezentu
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!