Meksykanin Carlos Carsolio to ostatni człowiek, który widział ją żywą. W 1992 r. razem podjęli się wyprawy na Kanczendzongę (8586 m n.p.m.) w Himalajach. Trzeci co do wysokości szczyt Ziemi. Przez wyznawców hinduizmu zwany wierzchołkiem bogów, przez innych po prostu górą, która nie lubi kobiet. Rutkiewicz mogła zostać pierwszą, która ją ujarzmi.
12 maja Carsolio wszedł jednak na szczyt samotnie. Wracając, spotkał Rutkiewicz na wysokości ok. 8300 m. Było mroźno i wietrznie. Przekonywał, by zrezygnowała z ataku i zeszła z nim do obozu. Odmówiła, postanowiła przeczekać do rana, choć była osłabiona, nie miała przy sobie jedzenia, gazu, namiotu ani nawet śpiwora. Kilka lat po jej zaginięciu uczestnicy włoskiej wyprawy odkryli zwłoki kobiety. Ale to nie była Rutkiewicz, tylko bułgarska alpinistka Jordanka Dymitrowa. Ciała Polki nigdy nie odnaleziono.