Ujęcie takie jest jednak głęboko nieprawdziwe. Po pierwsze, zarówno ojciec Pio, jak i ks. Dolindo (a to oni zazwyczaj wracają jako dowody konieczności takiego zachowania) milczeli w swojej sprawie, a nie w sprawach problemów Kościoła w ogóle. Ksiądz Dolindo został zmuszony do milczenia i zawieszony na wiele lat właśnie dlatego, że o problemach mówił, a o. Pio także nie milczał, gdy widział problem lub zgorszenie. Św. Faustyna zaś w swoim „Dzienniczku" zawarła nawet niezwykle mocne oceny kapłanów i biskupów, z którymi warto się mierzyć także teraz.




Ale nie jest to jedyny powód, dla którego taki model działania nie odpowiada na realne wyzwania. W Kościele są różne powołania i różne zadania. Inne jest zadanie kapłana czy zakonnika, a inne świeckiego, polityka czy dziennikarza. Sugerowanie, by polityk, zamiast rozwiązywać problemy, zajął się modlitwą za nie (co nie wyklucza konieczności modlitwy), zostałby – i słusznie – wyśmiany. Ale już sugerowanie dziennikarzowi, że zamiast opisywać struktury działania, zło, które zakorzeniło się w jakiejś instytucji, powinien modlić się za sprawę czy w prywatnej rozmowie poprosić hierarchę o załatwienie jakiejś sprawy, traktowane jest z całą powagą. Tyle że w ten sposób dziennikarz sprzeniewierzyłby się swojemu powołaniu. A tym jest nie tylko informowanie opinii publicznej, ale też sprawowanie funkcji kontrolnej wobec rozmaitych instytucji. W przypadku Kościoła, w którym podział władzy nie istnieje, ta funkcja staje się szczególnie ważna. Czasem ofiary, także mobbingowani księża, naprawdę nie mają już innego wyjścia niż zwrócenie się do dziennikarzy. Sugerowanie, że dziennikarz ma w takiej sytuacji milczeć, dowodzi jedynie próby wciśnięcia go w ramy klerykalne, w model działania księdza.

Inna rzecz, że milczenie nie jest rozwiązaniem problemu skandali seksualnych i ich ukrywania. Ukrywanie niewygodnych faktów służy tylko przestępcom, ewentualnie tym, którzy ich przez lata kryli. Nikt inny nie ma z tego powodu najmniejszych korzyści. I dlatego cieszę się, że coraz więcej ludzi zaczyna zgłaszać sprawy molestowania lub ukrywania do odpowiednich władz. Tak zrobił ostatnio pewien radny PiS, który złożył zawiadomienie do prymasa, nuncjusza i metropolity łódzkiego w sprawie biskupa Andrzeja Dziuby, który miał przenieść skazanego księdza pedofila do Odessy. To, co zrobił ten człowiek, to prawdziwy wyraz troski o Kościół.

Krycie, udawanie, że nie ma problemu służy wyłącznie przestępcom, ujawnianie, zgłaszanie służy zaś nie tylko wiernym, nie tylko ratuje potencjalne ofiary, ale też przyczynia się do oczyszczania Kościoła. Do uświadamiania, że stawianie wyżej księdza niż chłopców z Odessy jest nie tylko moralnym złem, ale także eklezjologiczną herezją klerykalizmu. Zgłaszanie takich spraw, a także ujawnianie ich przez media jest w tej chwili obowiązkiem.