Radioaktywna propaganda

Pięcioodcinkowy serial jest do bólu szczery, godzina po godzinie odtwarza zdarzenia, które nastąpiły po feralnej nocy 26 kwietnia 1986 roku. I podobnie jak 30 lat temu wybuch elektrowni atomowej wpłynął na psychikę mieszkańców naszego regionu, tak serialowy „Czarnobyl" działa na wyobraźnię oglądającego. Wizualizuje skalę tragedii i infekuje widza autentycznym lękiem lepiej niż niejeden dokument.

Aktualizacja: 02.06.2019 13:54 Publikacja: 31.05.2019 00:01

Radioaktywna propaganda

Foto: materiały prasowe

Wtedy to o godzinie 1.23 mieszkańców graniczącej z Czarnobylem Prypeci obudził huk. Pionowy słup światła i dymu wystrzelił w niebo. Nikt nie wiedział, co się stało. W rozbudowywanej elektrowni jądrowej w północnej części Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej doszło do eksplozji reaktora numer 4. „Śpieszcie się, jest straszny pożar, w środku są jeszcze ludzie. Mogą spłonąć żywcem" – usłyszał dyżurujący przy telefonie strażak. Ci, którzy gasili ogień bledli na twarzach, wymiotowali krwią i tracili przytomność. Stąpali po czarnym, radioaktywnym graficie. Winę zrzucono na gryzący w oczy dym, ani słowem nie wspominając o promieniowaniu. Karetki wywoziły poparzonych i zatrutych pracowników elektrowni. Początkowo decydenci byli nieświadomi zagrożenia, po kilkunastu godzinach już z premedytacją wysyłali ludzi na śmierć.

Brytyjsko-amerykański „Czarnobyl" to opowieść nie tylko o trującej substancji, wdzierającej się w gardła ludzi, ale o zarażonych strachem umysłach komunistycznych władz ZSRR. Wszechmocarni przedstawiciele systemu politycznego udawali, że wszystko jest w porządku. Jedną z najgroźniejszych w dziejach ludzkości katastrof ekologicznych nazwali incydentem. 1 maja radzieccy obywatele mieli przecież wyjść na ulice w pochodach. To nic, że do atmosfery przedostały się duże ilości trujących substancji. Rozsadzenie reaktora doprowadziło do skażenia około 100 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni Białorusi, ale również Skandynawii i Europy Środkowej, w tym Polski. Jednak zwykli obywatele przez długi czas nie znali konsekwencji wybuchu.

Reżyser Johan Renck (wcześniej nakręcił m.in. serial „Breaking Bad") i scenarzysta Craig Mazin stworzyli przerażający thriller polityczny, opierając się na znakomitej obsadzie aktorskiej. Fizyka jądrowego Walerija Legasowa, szefa komisji badającej przyczyny awarii, gra Jared Harris. Dla jego postaci największym niebezpieczeństwem zdaje się wielokrotne powtarzanie kłamstwa, które może stać się w opinii ludu prawdą. W oddelegowanego przez Michaiła Gorbaczowa do nadzoru nad katastrofą zastępcę przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Borysa Szczerbinę wiarygodnie wciela się Stellan Skarsgard. Prawdziwe przyczyny wybuchu reaktora próbuje ustalić Ulana Khomyuk (Emily Watson), fizyk jądrowa z Mińska. Pozostali bohaterowie to ratownicy, górnicy i zwykli obywatele.

Serial zdumiewa dbałością odtworzenia sowieckich realiów siermiężnej epoki lat 80. – kostiumów i scenografii. Zdjęcie kręcono na Litwie, gdzie zrekonstruowano w najdrobniejszych szczegółach wnętrze elektrowni (miniaturowe znaki ostrzegające o promieniowaniu, a nawet graffiti na ścianach) i Prypeć, która przeobraziła się po wybuchu w miasto widmo.

Serial nie jest pierwszym dziełem kultury masowej poświęconym tamtej katastrofie. Wydarzenia z Czarnobyla nadal wzbudzają medialne zainteresowanie, trafiają do książek, filmów i gier komputerowych. Ale jest coś, co wyróżnia i przy tym uwspółcześnia wspólną produkcję telewizji HBO i Sky. Przede wszystkim ta opowieść uświadamia nam skutki lekceważenia prawideł nauki i siłę oddziaływania propagandy. Jednocześnie twórcy próbują odmitologizować katastrofę, oddając szacunek nie tylko ofiarom, ale i tym, którzy starali się odpowiedzieć na pytanie: Jakie naprawdę były skutki promieniowania? „Czarnobyl" nie pozostawia nas w spokoju, każe nam obserwować niewinnych ludzi, zmierzających ku śmierci. Efekt wbija w fotel.

„Czarnobyl", reż. Johan Renck, prod. HBO/Sky, dystr. HBO Polska

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wtedy to o godzinie 1.23 mieszkańców graniczącej z Czarnobylem Prypeci obudził huk. Pionowy słup światła i dymu wystrzelił w niebo. Nikt nie wiedział, co się stało. W rozbudowywanej elektrowni jądrowej w północnej części Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej doszło do eksplozji reaktora numer 4. „Śpieszcie się, jest straszny pożar, w środku są jeszcze ludzie. Mogą spłonąć żywcem" – usłyszał dyżurujący przy telefonie strażak. Ci, którzy gasili ogień bledli na twarzach, wymiotowali krwią i tracili przytomność. Stąpali po czarnym, radioaktywnym graficie. Winę zrzucono na gryzący w oczy dym, ani słowem nie wspominając o promieniowaniu. Karetki wywoziły poparzonych i zatrutych pracowników elektrowni. Początkowo decydenci byli nieświadomi zagrożenia, po kilkunastu godzinach już z premedytacją wysyłali ludzi na śmierć.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów