Sto lat temu z okładem w eseju „The Man of the Year Million" („Człowiek z roku milionowego"; 1893 r.) Wells przedstawił wygląd egzemplarza homo sapiens z dalekiej przyszłości: nienormalnie wielka łysa głowa i zredukowane w stosunku do niej bezwłose ciało. Oczy powiększone, za to uszy i nos ledwo zaznaczone. Przez całe życie będzie pływał w basenach wypełnionych odżywczym płynem (kto pokryje koszty tych wiecznych wakacji?). Ten nie bardzo mądry model, wynikły z tendencji zaobserwowanych w toku ewolucji oraz z analizy funkcji wzorowego dwunoga (dużo myśleć, dużo widzieć, mało słuchać, niewiele oddychać), odniósł zdumiewający sukces i wielu pisarzy później go naśladowało. Jeszcze dziś domniemani piloci UFO przedstawiani są w ten właśnie sposób: wielki łeb, oczy jak latarnie, gdzieś niżej plącze się reszta mikroskopijnego ciała. Stosunkowo spore mają być u takiego osobnika ręce, potrzebne wszak do naciskania guzików.
Przeciwko wizji Wellsa przemawia przede wszystkim biologia: takie głowacze nie mogłyby się rodzić w sposób naturalny, jako że drogi rodne kobiety byłyby dla nich za wąskie. Musiałyby więc być wydawane na świat w sposób sztuczny, np. jak u Huxleya w „Nowym wspaniałym świecie". Z drugiej strony oprzyrządowanie biologiczne człowieka wykształcone w toku ewolucji jest bardzo użyteczne w środowisku naturalnym, ale mniej przydatne w kosmosie. Pewien astronauta zapytany, co mu najbardziej przeszkadzało w stanie nieważkości, odparł, że nogi. Istotnie, polatując między sekcjami stacji orbitalnej, nóg się nie używa, stanowią one balast, który najlepiej byłoby odczepić i zostawić gdzieś na przechowanie, a gdy grawitacja wróci, domontować z powrotem. W trakcie długotrwałych lotów kosmicznych ciało wykształcone na Ziemi okazuje się démodé.
Jeśli już przy Wellsie jesteśmy, wspomnijmy o jego słynnej wizji przyszłej ludzkości z powieści „Wehikuł czasu". Ludzkość w roku 802701 jest podzielona między Morloków, ludzi mroku, i Eloi, kochających światło, a trwożących się z nastaniem nocy. Pierwsi są potomkami klasy robotniczej, w znoju wytwarzającej rozmaite dobra, drudzy klas wyzyskiwaczy: burżuazji oraz posiadaczy wszelkiej maści, którzy nie skalali rąk pracą. Wells prowadzi do aktu sprawiedliwości dziejowej: Morlokowie, którzy nadal coś produkują w podziemiach, utrzymują Eloi przy życiu, hodując ich niejako, ale za to od czasu do czasu porywają kilku w celach gastronomicznych. Jako że powieść powstała w czasach, gdy obowiązywał pewien umiar, nic się nie mówi o ekscesach seksualnych.
Cyborgi i bioformanty
Wszyscy jesteśmy cyborgami (nazwa pochodzi od złożenia CYBernetyczny ORGanizm). Kto ma plomby, a zwłaszcza sztuczną szczękę, nosi szkła kontaktowe, komu zmieniono staw biodrowy albo poskręcano kręgosłup śrubami, ten już zaczął stawać się sztucznym człowiekiem. Kierowca rajdowy z opowiadania Lema „Czy pan istnieje, mister Jones?" jest nim w pełni, jako że wymieniono mu wszystko. W rozumieniu science fiction sztuczne przeobrażenia organizmu muszą iść tak daleko, by powstała nowa jakość.
W powieści Fredericka Pohla „Człowiek Plus" specjaliści biorą w obroty kandydata na marsjańskiego astronautę, aby maksymalnie przystosować go do życia na Czerwonej Planecie. Musi być więc odporny na chłód, jaki tam panuje, nie bać się toksycznej i rzadkiej marsjańskiej atmosfery, odejść od delikatności ciała, jakiej nabył na Ziemi. Dawna skóra musi ulec zerwaniu i zastąpieniu przez sztuczną, która jako ten pancerz ochroni przed Marsem. Czytałem tę książkę jako opis okrutnej, a nikomu niepotrzebnej martyrologii, męczenia człowieka w imię głupiego uzasadnienia, niezależnie, czy wyraził na to zgodę czy nie. Nikt nie zaprzeczy, że organizm, który w ten sposób otrzymano, zachował tylko zgrubne podobieństwo do dumnego gatunku homo sapiens. Astronautyka, która wymaga takich poświęceń, bez wątpienia zasługuje na miano heroicznej.