Było też oczywiste, że Kongregacja Nauki Wiary nie mogła udzielić innej odpowiedzi, niż udzieliła. Inaczej niż w przestrzeni świeckiej istotą problemu nie jest tu bowiem to, jak zbudować kompromis, który z jednej strony przyzna parom jednopłciowym pewne uprawnienia (a z czasem – bo też taki ostatecznie jest cel tych zmian – doprowadzi do tzw. równości małżeńskiej), a z drugiej nie wywoła mocnego sprzeciwu społecznego. Istotą była kwestia równoczesnego odnoszenia się z empatią do osób w sytuacjach nieregularnych i pozostania wiernym temu, co oznacza pojęcie „katolicyzm".

Zmiana dotycząca błogosławienia par jednopłciowych, choć z pozycji zewnętrznych (a nawet silnie progresywnie katolickich) może wydawać się niewielka, byłaby w istocie głęboką rewolucją, i to nie tylko w kwestii teologii moralnej, ale także na poziomie głębszym – w kwestii rozumienia prawa naturalnego, antropologii, sakramentologii, Słowa Bożego, a do pewnego stopnia nawet eklezjologii. Na taką „rewolucję" Kościół, który do osób w sytuacjach nieregularnych czy wprost do osób LGBTQ odnosi się z coraz większą empatią, na taką rewolucję – nawet patrząc z perspektywy czysto intelektualnej – nie może sobie pozwolić. Oznaczałaby ona bowiem konieczność całkowitego przeformułowania tego, co przez wieki uchodziło za katolicyzm.

Nie chodzi tu tylko o kwestie drugorzędne, związane ze zmieniającymi się formami życia, ale o absolutnie podstawowe dla katolickiej antropologii rozumienie opowieści z Księgi Rodzaju, a także uznanie niezmienności nauczania moralnego w kluczowych sprawach. Większy szacunek dla osób homoseksualnych, otwartość na sytuacje regularne – to rzeczy, które już się zmieniają, ale stopniowe wprowadzenie do życia liturgicznego błogosławienia sytuacji nieregularnych to już zupełnie coś innego.

Istotne dla odpowiedzi Kongregacji Nauki Wiary jest jednak także jasne wskazanie, że Kościół nie ma władzy błogosławienia związków osób tej samej płci. Identycznie Paweł VI, a po nim Jan Paweł II, ujmowali sprawę święcenia kobiet. W ten sposób Kościół uznaje, że gdyby nawet – gdzieś i w jakichś okolicznościach – takie obrządki wprowadzono, to nie miałyby one żadnego znaczenia. Kobieta, którą nawet zgodnie z procedurami liturgicznym wyświęcono by na kapłana, nie stałaby się kapłanka, a para jednopłciowa, która zostałaby pobłogosławiona przez księdza, nie otrzymałaby żadnego błogosławieństwa na ten model życia.

Takie sformułowanie oznacza również, że Kongregacja Nauki Wiary uznaje, iż problem, jaki do niej zgłoszono, nie dotyczy tylko kwestii rekonstrukcji czy dekonstrukcji modelu katolickości, ale także wierności lub niewierności Bogu. A w tej sprawie – z perspektywy katolickiej – żartów nie ma.