Nie było jeszcze w historii Polski masowego protestu, którego głównym hasłem był wulgarny przekaz, sprowadzający się do komunikatu: nie chce nam się z Wami dłużej gadać, wynocha. Jeśli język jest emanacją świadomości społeczeństwa, to dotarliśmy do granicy. Lub wręcz właśnie ją przekroczyliśmy.

„Język został wplątany w służbę sporu ideologicznego. Ludzie rozgrzeszają się z braku oględności i kultury, bo uważają, że cel uświęca środki” – mówi prof. Kazimierz Sikora w wywiadzie udzielonym Joannie Bojanczyk.

Czy to tylko wina polityków? Czy też może wszystkich polskich elit. Nawet te intelektualne zdają się tą zmianę popierać lub przynajmniej dawać jej intelektualne przyzwolenie. „Elity aprobujące łamanie językowego tabu, ekspansję wulgaryzmów w przestrzeni publicznej, prowadzą społeczeństwo w rejony, gdzie zagrożona jest nasza kulturowa tożsamość” – pisze w najnowszym „Plusie Minusie” Mariusz Cieślik.

„Język ulicy” wrócił tam, skąd przybył. Tylko, że zamiast dialogów spod „budki z piwem”, triumfalnie maszeruje. „Mamy dziś do czynienia z niebywałą ekspansją wulgarności i pospolitego chamstwa w różnych przestrzeniach komunikacyjnych i, niestety, jest na to coraz większe przyzwolenie” – podkreśla prof. Sikora.