Szczęśliwie dla człowieka posunęliśmy znacznie do przodu wiedzę farmakologiczną i rozwinęliśmy zachowania społeczne umożliwiające lepsze kontrolowanie rozprzestrzeniania się epidemii. W przypadkach takich jak epidemie spowodowane nowymi mutacjami wirusów zwłaszcza to ostatnie ma znaczenie; jeśli prawdą bowiem jest to, co twierdzą naukowcy z Instytutu Pasteura, że opracowanie skutecznej szczepionki na wirusa z Wuhan zajmie nie mniej niż 20 miesięcy, jedyne, co nam zostaje, to skuteczna profilaktyka. Podniesienie standardów sanitarnych, izolowanie ognisk zachorowań, pełna dyscyplina hospitalizacji, kwarantann i nadzoru nad osobami, które mogą być zarażone. A także działania na skalę transgraniczną: ograniczenia komunikacyjne, zawieszenie tranzytu, ograniczenia wymiany handlowej.




Z tej perspektywy to, co się dzieje w Chinach, zasługuje na najwyższy szacunek. Obrazki, które widzimy w przekazach telewizyjnych, kolejne informacje o blokadach miast najwyższego ryzyka, zamykanie szkół, zakładów pracy i uniwersytetów świadczy o powadze, z jaką chińskie władze podchodzą do problemu. Bez większego ryzyka błędu można co prawda zakładać, że do światowej opinii publicznej nie dociera cała prawda z Państwa Środka, ale i na samej tylko podstawie tego, co wiemy i widzimy, trudno mieć wątpliwości, że totalna mobilizacja społeczna w walce z wirusem jest prawdziwa.

Swoją drogą trudno oprzeć się refleksji, że gigantycznie przeludnione Chiny to naturalny matecznik chorób i zagrożeń epidemiologicznych. Przekonujemy się o tym co kilka lat, gdy świat przez tygodnie i miesiące drży przed kolejną eksplozją epidemii świńskiej czy ptasiej grypy, wirusami MERS czy SARS. Z drugiej strony – może to zabrzmi jak herezja – szczęśliwie dla reszty ludzkości zdarzenia te dzieją się w kraju o wyjątkowej dyscyplinie społecznej, kraju, gdzie do perfekcji próbuje się doprowadzić system kontroli nad obywatelem. Możemy tego jako wyczuleni na prawa człowieka Europejczycy nie lubić, ale z perspektywy ryzyka pandemii lepiej, że chińskie władze mają skuteczne instrumenty kontroli.

A co – można by spytać – gdyby epicentrum epidemii była mobilna i chaotyczna Unia Europejska, wielkie miasta Rosji albo przeludnione kraje afrykańskie? Czy ich władze potrafiłyby podobnie jak Chińczycy ograniczyć przemieszczanie się ludzi, ich kontakty, ograniczyć ryzyko zarażeń? Szczerze wątpię. Dlatego namawiam, by oglądając kolejne przekazy telewizyjne z pustymi ulicami chińskich miast, zamkniętymi zakładami pracy i szkołami, w mniejszym stopniu ulegać przerażeniu, strachowi i teoriom spiskowym, a w większym kibicować Chińczykom w ich walce z narodową tragedią, jaką jest koronawirus z Wuhan. Bo zgaszenie tej epidemii w Chinach będzie prawdziwym ratunkiem dla reszty świata.