To była ogromna niespodzianka, bo Probierz nie wysyłał sygnałów o planach rozstania z klubem. Przygotował drużynę do sezonu, wypowiedział się na temat szans Cracovii i konkurentów.
Ucieszyło go otwarcie ośrodka treningowego w Rącznej, co ma pomóc w przygotowaniach do meczów. Wprawdzie Cracovia zajmowała na koniec roku dziesiąte miejsce, ale przystępowała do rozgrywek z pięcioma punktami ujemnymi. W sumie: nie rewelacyjnie, ale i nie najgorzej. Trudno przypuszczać, żeby powodem rezygnacji był jeden nieudany mecz. Może zamiast szukać ukrytych przyczyn, trzeba dać wiarę Michałowi Probierzowi, który powiedział wprost, że jest zmęczony.
W Cracovii pracował trzy i pół roku. Od dwóch lat łączył funkcję trenera z posadą wiceprezesa odpowiedzialnego m.in. za transfery. Żaden inny trener w lidze nie miał tyle władzy.
Pewnego rodzaju symbolem dymisji Michała Probierza są okoliczności i składy z sobotniego meczu Warta – Cracovia. Poznaniacy nie mają nawet swojego stadionu, muszą grać w Grodzisku Wielkopolskim. Nie mają też pieniędzy, więc mogą liczyć tylko na tanich polskich piłkarzy. Tyle że dobrze wybierają. 36-letni Łukasz Trałka jest profesorem, Michał Kopczyński (dawniej Legia i Arka) oraz Maciej Żurawski (przyszedł z Pogoni) wystąpili w Warcie po raz pierwszy. Może trochę szczęśliwie, ale zasłużenie wygrali z bogatą, sytą Cracovią, w której mało kto mówi po polsku. Cracovia miała w wyjściowej jedenastce dwóch Polaków i dziewięciu obcokrajowców. Warta – dziesięciu Polaków i jednego cudzoziemca.
Nieprawdopodobny mecz oglądaliśmy w Krakowie. Po 20 minutach Wisła prowadziła z Piastem 3:0, dwa razy trafiła w poprzeczkę, a sędzia odwołał przyznany jej rzut karny (chyba słusznie). Zanosiło się na pogrom. Ale Piast miał najlepszego dziś polskiego napastnika w Ekstraklasie Jakuba Świerczoka. Strzelił piękną bramkę po minięciu czterech obrońców Wisły. Dwie minuty później bramkarz Michał Buchalik popełnił duży błąd, nie utrzymując piłki w ręku po strzale Dominika Steczyka. Do przerwy było już 3:2.