Na decyzje w tej sprawie jest jeszcze trochę czasu, bo wprawdzie Olga Tokarczuk we wtorek odbierze nagrodę, czyli złoty medal i część finansową, ale w PIT wykazać ją musi dopiero w przyszłym roku – i odprowadzić fiskusowi prawie milion złotych. 23 lata temu Wisława Szymborska otrzymała bukiet od ministra Grzegorza Kołodki, który zwrócił się też do naczelnika krakowskiej skarbówki, by wydać stosowne decyzje o zaniechaniu poboru podatku od noblistki. Gdy ksiądz profesor Michał Heller w 2008 roku został w Wielkiej Brytanii uhonorowany prestiżową nagrodą Templetona (ponad 800 tysięcy funtów, które laureat przeznaczył na utworzenie Centrum naukowego ), minister Jacek Rostowski wydał tymczasowe rozporządzenie o zaniechaniu poboru podatku, które obowiązywało przez kilka miesięcy.

Czytaj też: Co z ulgą w PIT od Nobla dla Olgi Tokarczuk - czy minister finansów może zwolnić z podatku?

Pogratulować noblistce, jak uczynił to w październiku minister Jerzy Kwieciński to jedno, przygotować akt prawny to już co innego. Znamienne jednak, że rozporządzenia, zapowiadanego jeszcze przez poprzedniego ministra finansów, wciąż nie ma. Podobno wkrótce je poznamy i skończą się zarzuty o braku systemowego wspierania ludzi wybitnych – w naszym pokoleniu tylko troje tak wyróżniono.

Ale czy nie byłby do pomyślenia świadomy komunikat: nie liczcie na specjalne traktowanie, gdy przypadła wam wielka nagroda. I niewykluczone, że sama Olga Tokarczuk myśli podobnie jak ta druga opcja: tu się wykształciłam, tu żyję, jeżdżę po publicznych drogach, więc gdy osiągnęłam sukces, więc podzielę się z innymi. Choć takie podejście oznacza, że o milion mniej będzie miała do dyspozycji powołana przez laureatkę we Wrocławiu fundacja. Fiskus mógłby docenić niezbyt, że laureat nie przeznacza nagrody na siebie lecz coś po sobie zostawia i daje innym.

Tymczasem kolejny miesiąc trwają narodowe spory dające się streścić do cytatu z Gombrowicza: czy Tokarczuk wielką pisarką jest, czy nie. Jako Wałbrzyszanin pękam z dumy, bo jej książki czytałem i mocno przeżyłem. Czytam też, że noblistka zablokowała wielu osobom dostęp do swego konta na Twitterze. Jej sprawa, ale nie rozumiem, czemu właściciele tych kont oburzają się tak, jakby zabroniono im też czytać książki Tokarczuk. Być może ta lektura czegoś by ich jednak nauczyła.