Wiele spraw sądowych trudno prowadzić, a tym bardziej wygrać bez dobrego prawnika. Powiedzenie adwokackie mówi, i nie jest to tylko reklama tej profesji, że osoba z prawnymi kłopotami, zwłaszcza sądowymi, sama sobie nie poradzi, że powinna wynająć prawnika.
To nie koniec. Mając prawnika, trzeba pilnować, jak przykłada się do pracy i w miarę możliwości być w sądzie na rozprawach. Prawnicy to tylko ludzie, a ich błędów nie da się zupełnie wyeliminować, zwłaszcza błędów prawnych. Tu raczej mówimy o niedołożeniu staranności. Zweryfikowanie tego nie wymaga w zasadzie nawet wiedzy prawniczej.
Niedociągnięcia zdarzają się najlepszym. Kiedyś obserwowałem w sądzie pracy znanego prawnika, członka władz jednej z korporacji prawniczych, który przyszedł na sprawę jako tzw. substytut za kolegę i na przekonywanie sądu poświęcił nie więcej niż dwa, może trzy zdania, natomiast na pewno trzy razy przypominał sądowi, aby zasądził drobną kwotę, o ile pamiętam 30 zł, jako zwrot kosztów sądowych, które nijak się miały do głównego roszczenia. Być może był to pełnomocnik z urzędu, ale on ma takie same obowiązki co wynajęty przez klienta i musi tak samo w pełni dochować staranności wymaganej w tym zawodzie.
Czasem nieprawidłowości są mniej jaskrawe, ale widoczne. Pewien wzięty adwokat przed Sądem Najwyższym, a tam nie ma drobnych spraw, pod koniec rozprawy uprzejmie zakomunikował, że z powodu innych ważnych obowiązków nie będzie na ogłoszeniu wyroku. – Ależ przecież obecność pełnomocnika na ogłoszeniu nie jest obowiązkowa – odparła sędzia, najwyraźniej zauważając to zaznaczenie dystansu pełnomocnika do sprawy, w której występował i którą zresztą przegrał.
I rzeczywiście, nie ma obowiązku obecności podczas ogłoszenia wyroku, choć są adwokaci, którzy bardzo o to dbają. Niezależnie od tego, jakie były intencje prawnika, nie powinien dać nawet powodu do domysłu, że mogą być jakieś inne sprawy ważniejsze niż ta, w której występował, i to w chwili najważniejszej dla niej, bo tuż przed udaniem się sędziów na naradę przed wydaniem wyroku.