Tomasz Pietryga: PiS nie musi zmieniać konstytucji

PiS nie musi zmieniać konstytucji, skoro systemowe zmiany może wprowadzać zwykłymi ustawami.

Aktualizacja: 09.10.2019 09:25 Publikacja: 08.10.2019 19:01

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Napisanie nowej konstytucji od lat jawiło się Jarosławowi Kaczyńskiemu jako urzeczywistnienie wizji przebudowy państwa. Teraz, dzięki zdobytej w 2015 r. władzy, może tę wizję forsować, nie napotykając większego oporu.

Tym większym zaskoczeniem tydzień przed wyborami była jego deklaracja w Polsat News, że zmiany ustawy zasadniczej nie będzie. Przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości przemawia polityczny pragmatyzm. Do zmiany ustawy zasadniczej potrzeba 307 głosów w Sejmie, a tyle nawet w najlepszym scenariuszu wyborczym PiS nie zdoła osiągnąć. Ceną zmiany konstytucji w takiej sytuacji byłaby konieczność podzielenia się władzą, a oddania nawet niewielkiej części politycznych konfitur komuś z zewnątrz PiS zdecydowanie nie chce.

I pewnie gdyby w 2015 r. nie wygrał wyborów na tyle zdecydowanie, aby móc samodzielnie zmieniać ustawy, gdyby prezydent nie wywodził się z tej samej formacji, perspektywa byłaby zupełnie inna.

Po czterech latach Jarosław Kaczyński przekonał się, że do przebudowy państwa zmiana konstytucji wcale nie jest potrzebna, że wystarczą zwykłe ustawy. Co więcej, nabrał pewności, że po wykręceniu z systemu głównego bezpiecznika – Trybunału Konstytucyjnego – wola zdominowanego przez PiS parlamentu pozostanie święta.

Ubiegłoroczny falstart referendum konstytucyjnego zapowiedzianego przez Andrzeja Dudę dał prezesowi PiS jeszcze jedną naukę. Polacy nie odczuwają dzisiaj potrzeby zmiany konstytucji, ale nie ma też wśród nich powszechnej zgody na fundamentalny reset państwa. Potrzebę zmian zaspokojono zwykłymi ustawami, umożliwiającymi choćby redystrybucję dochodu narodowego do kieszeni obywateli poprzez program 500+. W ten sposób rządząca prawica zredefiniowała pojęcie „solidaryzm społeczny".

Reklama
Reklama

Również w sprawach ustrojowych, sądownictwa okazało się, że można pójść na skróty, kwestionując ukształtowane od dwóch dekad rozumienie norm konstytucyjnych, ich niewzruszalne, wydawać by się mogło, interpretacje, i zignorować zarzuty łamania konstytucji czy zamachu na praworządność. A resztę, czyli tarcia ustrojowe między ośrodkami politycznej władzy, zastąpił parlamentarno-prezydencki sojusz politycznych celów: większości PiS i wywodzącego się z tego obozu prezydenta.

Do rządzenia partii Kaczyńskiego wystarczy silny demokratyczny mandat. Konstytucja przestała być istotna. Ważna stała się za to dla opozycji, która broni jej ugruntowanego rozumienia.

Napisanie nowej konstytucji od lat jawiło się Jarosławowi Kaczyńskiemu jako urzeczywistnienie wizji przebudowy państwa. Teraz, dzięki zdobytej w 2015 r. władzy, może tę wizję forsować, nie napotykając większego oporu.

Tym większym zaskoczeniem tydzień przed wyborami była jego deklaracja w Polsat News, że zmiany ustawy zasadniczej nie będzie. Przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości przemawia polityczny pragmatyzm. Do zmiany ustawy zasadniczej potrzeba 307 głosów w Sejmie, a tyle nawet w najlepszym scenariuszu wyborczym PiS nie zdoła osiągnąć. Ceną zmiany konstytucji w takiej sytuacji byłaby konieczność podzielenia się władzą, a oddania nawet niewielkiej części politycznych konfitur komuś z zewnątrz PiS zdecydowanie nie chce.

Reklama
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Smutny obraz Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Łukasz Cora: Ruch Obrony Granic ośmiesza państwo i obniża jego autorytet
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Zmarnowana szansa na jawność wynagrodzeń
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara
Opinie Prawne
Piątkowski, Trębicki: Znachorzy próbują „leczyć” szpitale z długów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama