Kwestia bezpieczeństwa dzieci w szkołach to dziś dla ich dyrektorów, a także organów samorządowych, rosyjska ruletka. W miarę łatwo wprowadzić zasady bezpieczeństwa w restauracji, kinie czy nawet podczas imprezy masowej, jeżeli jej organizator podchodzi do tego sumiennie i poważnie. Chociaż 100-proc. gwarancji sterylności nigdy nie będzie. W żywiole nawet tysiąca i więcej uczniów stłoczonych w jednym miejscu zasad bezpieczeństwa po prostu zachować się nie da. Przepełnione klasy, stołówki, szatnie, korytarze, przepływ ludzi, a przy tym wszystkim maseczki, przyłbice czy środki do dezynfekcji przy wejściu to raczej ozdoba niż realne zabezpieczenie. Zresztą, czy w ogóle można takie znaleźć, zwłaszcza że nie mamy do czynienia z batalionem, a nawet pułkiem skoszarowanych żołnierzy, ale z dziećmi? Kto przynajmniej raz był na szkolnym korytarzu podczas przerwy czy w szatni, temu nie trzeba tłumaczyć.