Niektórzy, m.in. Niemcy i Francuzi, posunęli się tak daleko, że zarówno podający doping, jak i korzystający z niedozwolonego wsparcia uznawani są za przestępców w rozumieniu prawa karnego.

Polska na razie takiego rozwiązania nie przyjmuje, ale sam fakt, że naczelnym organem antydopingowym staje się stworzona przez władze państwowe Polska Agencja Antydopingowa, zmienia dużo. Zmieni jeszcze więcej, jeśli za tą decyzją pójdą pieniądze, bo walka z dopingiem bardzo dużo kosztuje, a warszawskie laboratorium ma badać rocznie ponad 4000 próbek (teraz bada ok. 1000 mniej).

Trzeba jednak pamiętać, że nawet najlepsze przepisy niczego nie załatwią, jeśli nie będzie silnej woli politycznej, by walczyć z dopingiem. Już dzisiejsza ustawa o sporcie pozwala na wkroczenie prokuratury z urzędu, jeśli sportowiec przyłapany na dopingu mówi, że nie wie, skąd zakazany środek wziął się w jego organizmie. Takich spraw jednak nie było, trzeba mieć nadzieję, że teraz będą i że rządowi nie chodzi tylko o to, by po igrzyskach w Rio de Janeiro nie najeść się wstydu.

Decyzja, by sportowców nie karać za doping więzieniem, tylko zwiększać skuteczność kontroli, wydaje się słuszna – każdy prawnik wie, że to nie wysokość kary odstrasza przede wszystkim, lecz jej nieuchronność.