Zrobiła na Euro nieco więcej, niż można się było spodziewać. Na pocieszenie została nam świadomość, że jesteśmy w ósemce najlepszych drużyn Europy. Tak wysokiej pozycji w XXI wieku jeszcze nie mieliśmy.

Dwie godziny walki w upale i wilgotności powietrza, w jakiej cygara nie potrzebują humidora. Takie same umiejętności po obydwu stronach. Wbrew prognozom obyło się bez złośliwości. Pepe nie polował na kości Roberta Lewandowskiego. Sportowa walka, pech jednych, szczęście drugich.

Polacy rozpoczęli jak nigdy w tym turnieju. Robert Lewandowski zdobył bramkę już w 2. minucie, co wyraźnie dodało mu skrzydeł. W przeszłości, kiedy reprezentacja Polski strzelała bramki na początku gry, prawie zawsze zwyciężała. Tak było w czasach Kazimierza Górskiego, Antoniego Piechniczka i Jerzego Engela.

Tym razem się nie udało. Nie zdobyliśmy drugiego gola, który przyniósłby nam komfort, daliśmy natomiast Portugalczykom czas na ochłonięcie. Kiedy złapali oddech – gra się wyrównała. Jak zwykle graliśmy niemal perfekcyjnie w obronie. Rzadko mylili się środkowi obrońcy Kamil Glik i Michał Pazdan. Z prawej strony Łukaszowi Piszczkowi pomagał Jakub Błaszczykowski, z lewej Artura Jędrzejczyka wspierał Kamil Grosicki. Przez wiele minut Cristiano Ronaldo nie był w stanie wykorzystać żadnego podania, kiedy brał sprawy w swoje ręce, szybko zatrzymywał się na którymś z Polaków. Nani niemal nie istniał.

Niestety, skuteczność jest piętą achillesową naszej reprezentacji. W żadnym meczu nie strzeliła więcej niż jednej bramki. Oczywiście nawet wygrywając 1:0 lub remisując, można dojść do finału i zostać mistrzem Europy, ale zawsze wiąże się z tym ryzyko. Ze Szwajcarią się udało, tym razem nie. Ale reprezentacja Polski już dawno nie dostarczyła nam takich emocji. Na więcej nie było jej stać.