W czasie epidemii wszystko podporządkowane jest jednemu celowi, którym jest wygaszenie ogniska. Powoduje to przerzucenie sił i środków na główny front walki. Trudno jednak oczekiwać, aby w tym czasie ludzie przestali chorować na inne choroby. Można zakazać pracy, podróżowania, spotykania się z ludźmi, chodzenia na spacer, na mszę, do teatru czy do restauracji, ale nie może zakazać chorowania. Jeśli ze strachu społeczeństwo ograniczy wizyty w placówkach medycznych, to choroby i tak będą się pojawiać, zaostrzać lub nasilać. Chorzy mają teraz utrudniony dostęp do lekarzy i do badań diagnostycznych. Spowoduje to natychmiastowe lub odległe problemy zdrowotne. Będą one szczególnie dotkliwe w kraju, który od dawna nie zaspokajał potrzeb medycznych. Wydłużą się długie kolejki do specjalistów, na zabiegi i badania. Część chorych umrze, pośrednio za sprawą epidemii koronawirusa powodującej opóźnienia diagnostyczno-terapeutyczne.
Wiele chorób wymaga natychmiastowych działań. U chorych z zawałem serca liczą się godziny, a teraz na wyniki testów genetycznych można czekać kilka dni. Nie tylko osoby na kwarantannie, gorączkujące lub kaszlące mają odwlekane interwencje kardiologiczne. Na zakażenie koronawirusem umiera kilka procent chorych a zawał serca to główna przyczyna zgonu. Podobnie jest z kwalifikacją do operacji chirurgicznych w trybie pilnym. Zwykle nie znamy przyczyn przeziębienia i bagatelizujemy je. W czasie epidemii wszelkie objawy infekcji traktowane są jako zagrożenie i zlecane są badania wirusologiczne. Czekając na wynik testu, ryzykuje się życie chorego. Alternatywą jest wykonanie zabiegu stosując procedury sanitarne jak u chorych zakażonych. Zwiększa to jednak koszt operacji i jest mniej komfortowe dla personelu. Epidemia będzie sprawdzianem rekomendacji medycznych. Jeśli były prawdziwe, to część chorych umrze lub poniesie uszczerbek na zdrowiu z powodu opóźnień spowodowanych utrudnionym kontaktem ze służbą zdrowia, ale być może niektóre były podyktowana chęcią zysku.
Zapalenia płuc to ważna przyczyną zgonu u osób w podeszłym wieku. Decydujące znaczenie rokownicze w tych przypadkach ma szybkie zastosowanie antybiotykoterapii. W obawie przed zakażeniem koronawirusem pacjenci i ich rodziny odwlekają decyzję udania się do placówek służby zdrowia, a gdy w końcu to zrobią okaże się, że chorzy gorączkujący, z kaszlem i dusznością nie będą przyjęci w poradni i kierowani są do Sanepidu, który nie leczy chorych a jedynie wydaje decyzje administracyjne. Natomiast w szpitalu zakaźnym, zanim otrzymają odpowiednie leczenie, będą czekać 1-2 dni na ujemny wynik testu. Strach przed koronarowirusem chorych i personelu medycznego spowoduje zatem śmierć chorych, których można było uratować.
Szczególnie dotkliwe będą skutki epidemii w chorobach nowotworowych. Wielu pacjentów rezygnuje dziś z diagnostyki, odmawia pójścia do szpitala w obawie przed zakażeniem. Może to spowodować uogólnienie procesu nowotworowego i uniemożliwić skuteczne leczenie. Nie można bagatelizować dyskretnych objawów nowotworowych, jak brak apetytu czy chudniecie i zbyt późno zgłaszać się do lekarza. Ograniczenie badań przesiewowych, czekanie z wizytą na pogorszenie, rozpoczynanie oceny chorych od tele-konsultacji spowoduje u części chorych rozsiew choroby. Zmniejszyła się także dostępność do badań, które wiążą się ze zwiększonym ryzykiem zakażenia. Należy do nich bronchoskopia niezbędna w diagnostyce raka płuca. Podobnie jest z badaniami laryngologicznymi czy gastroskopowymi. Personel medyczny dla własnego bezpieczeństwa może ograniczać ich wykonywanie, z poważnymi konsekwencjami dla chorych nowotworowych. Rak nie poczeka na ustąpienie epidemii, ale konsekwencje będą widoczne dopiero po miesiącach. Zachowanie działalności w onkologii powinno być priorytetem, równie ważnym co walka z wirusem.