Skrzyżowanie balonu, sterowca i dronu budują inżynierowie włoscy oraz francuscy z koncernu Thales Alenia Space. Dotychczas firma produkowała wszelkiego rodzaju satelity, teleskopy kosmiczne (Herschel i Planck) i moduły Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Teraz wystąpiła z pomysłem „autonomicznej platformy stratosferycznej".

Urządzenie otrzymało nazwę stratobus. Będzie miało 100 m długości i średnicę 37 m. Nie będzie to sterowiec majestatycznie sunący po niebie ani balon – klasyczny, dryfujący z wiatrem lub pozostający na uwięzi. Po dowiezieniu w wyznaczone miejsce na powierzchni naszej planety jego powłoka zostanie wypełniona gazem lżejszym od powietrza, stratobus zwolni mocujące go liny i rozpocznie wznoszenie. Po dziesięciu godzinach dotrze do stratosfery, na wysokość 20 km (stratosfera rozciąga się do 50 km nad powierzchnią globu). Na tej wysokości „autonomiczna platforma stratosferyczna” będzie się utrzymywała w jednym miejscu przez wiele miesięcy. Inżynierowie szacują jej żywotność na pięć lat.

Stratobus będzie urządzeniem bezzałogowym – w tym przypomina drony. Dzięki elektronice pokładowej i danym GPS przekazywanym do komputera możliwe będzie sterowanie silnikami elektrycznymi i śmigłami w taki sposób, aby przez cały czas był zwrócony pod wiatr i utrzymywał stałą pozycję względem powierzchni Ziemi – podobnie jak satelita geostacjonarny.

Urządzenie będzie w stanie unieść od 200 do 300 kg aparatury elektronicznej, pomiarowej, badawczej itp. Będzie ona zasilana energią dostarczaną przez giętkie ogniwa słoneczne wkomponowane w powłokę. Energia ma być magazynowana w akumulatorach. Zapewni to możliwość operowania w nocy. Zaletą projektu jest to, że łączy on cechę satelity geostacjonarnego, czyli trwanie w jednym punkcie względem powierzchni Ziemi, z  autonomią i dużą siłą nośną – w porównaniu z satelitą. Z tymi cechami łączy się też zaleta dronu, operowanie na stosunkowo niskiej wysokości, co zapewnia lepszą widoczność tego, co jest celem obserwacji.