Spora liczba linii lotniczych ma w swoich cennikach opłaty za przewóz dzieci poniżej 24 miesiąca życia, które są inne od cen biletów. W wypadku tanich linii taka opłata, wskutek polityki cenowej przewoźnika, może być znacząco większa od ceny biletu. Sposób jej naliczania w Ryanairze nie spodobał się belgijskiej organizacji konsumenckiej Test Achats.

Według tej jednej z najstarszych europejskich organizacji konsumenckich, opłaty za niemowlę w Ryanairze są doliczane do rachunku w sposób niejasny. Informacja ta bowiem pojawia się dopiero na końcu procesu zakupu. Rzeczywiście, szczegółowa informacja o opłacie za dziecko pojawia się dopiero kiedy trzeba zapłacić. Jednak można się domyślać jej istnienia wcześniej, w podsumowaniu koszyka zakupów widocznego w górnej części serwisu rezerwacyjnego przewoźnika.

Test Achats twierdzi, że Ryanair egzekwuje opłatę w sposób sprzeczny z unijnym prawem (art. 23 rozporządzenia w sprawie wspólnych zasad wykonywania przewozów lotniczych) i domaga się zmiany lub całkowitej rezygnacji z opłaty, która wynosi 25 euro (120 złotych).

Sama opłata nie jest jednak sprzeczna z przepisami i przewoźnicy mogą ją naliczać. Wiele tradycyjnych linii tego nie robi, albo nalicza symboliczne opłaty, jednak tani przewoźnicy nie mogą sobie na to pozwolić, więc w easyJet czy Wizz Airze za dziecko trzeba płacić. Jednak np. w wypadku Wizz Aira opłatę za dziecko widać od razu. Jest ona uzależniona, jak przypomina serwis fly4free.pl, od ceny biletu i wynosi od 34 do 116 złotych. Koszt przewozu niemowlęcia widać od razu kiedy kupuje się bilety przez stronę internetową LOT-u. Ten przewoźnik pobiera opłatę symboliczną w stosunku do ceny biletu.

Ryanair nie komentuje na razie stanowiska Test Achats. Trudno jednak oczekiwać, że przewoźnik zrezygnuje z pobierania opłaty. Zapewne prędzej zacznie ją prezentować jak konkurenci, czyli na początkowym etapie przechodzenia przez rezerwację.