Krótko po godz. 17 czasu miejscowego znów pojawił się dron i kontrolerzy ruchu przekierowali samoloty.
Dwie godziny później port został ponownie otwarty.
Pojawienie się dronów spowodowało wyłączenie Gatwick z przyjmowania samolotów przez 36 godziny we czwartek i część piątku. Ucierpiało z tego powodu 115 tys. pasażerów. Samoloty zamiast na Gatwick lądowały w pozostałych 5 londyńskich portach, ale także np. w Amsterdamie. Ostatecznie jednak zostało otwarte w piątek o godz. 6 czasu londyńskiego. Do wylotu szykowało się wtedy 126 tys. pasażerów, ale wiadomo było, że przynajmniej 100 z zaplanowanych ponad 700 lotów nie wystartuje z powodu braku załóg, a także całkowicie „wywalonego” rozkładu. O godz. 17.10 w piątek, 21 grudnia zauważono, że znów pojawił się dron. Na samym Gatwick panuje w tej chwili chaos, pasażerowie są zdezorientowani, nie wiedzą, czy i kiedy ruch ma szansę być wznowiony.
Kontrolę nad sytuacją próbuje przejąć Ministerstwo Obrony, które zapewnia, że drony nie zagrażają pasażerom i są oni w pełni bezpieczni, ale żołnierze zwrócili się do pasażerów, aby byli ostrożni i bacznie przyglądali się otoczeniu, natychmiast informując, jeśli zauważą jakieś niepokojące zjawiska. Z kolei policja zapewniała, że ma już namierzonych podejrzanych - najprawdopodobniej operatorów dronów jest kilku i mają oni kilka dronów.
Nadal nie jest znany powód, dla którego drony pojawiły się na Gatwick. W pogłoskach, jakie się pojawiły przewijają się opinie, że mogą to być aktywiści ochrony środowiska protestujący przeciwko nocnym operacjom na Gatwick. W tym porcie zimą może lądować/startować 18-20 maszyn, w lecie zaś ta liczba wzrasta do 52 - 60. Mówi się także o „żartownisiach” i o przestępcach.