Polacy widząc modlących się przed obrazem Królowej Polski dostali sygnał: „Patrzcie jacy jesteśmy zatroskani o los Polski, przyjechaliśmy prosić Maryję o pomoc, błagać Boga. A nasi oponenci siedzą w Sejmie i okupują mównicę, organizują demonstracje, podpalają kraj, bo zależy im tylko na przejęciu władzy”. Innymi słowy są źli i mają w nosie Polskę i Polaków.
Ta modlitwa na Jasnej Górze miałaby sens jeśli obok polityków PiS stanęliby także ci z Platformy, Nowoczesnej, a także z tego niezbyt lubianego przez rządzących KOD. Gdyby obok Jarosława Kaczyńskiego pojawili się Ewa Kopacz, Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru... Ale czy komukolwiek z rządzących przyszło do głowy, by zaproponować im wspólny wyjazd do Częstochowy? Czy ktoś powiedział: „Kłócimy się i spieramy, ale pojedźmy razem, pomódlmy się wspólnie, a potem usiądźmy do stołu i zacznijmy ze sobą rozmawiać”. Czy padły takie słowa? Niestety śmiem wątpić. Tak samo jak w to, że po tej modlitwie z ust polityków PiS znikną słowa wrogości i zaczną mówić językiem miłości. Już, teraz, natychmiast.