Informacje o wysokim tempie szczepień w Rzeszowie oraz kontrowersje wokół decyzji Szymona Hołowni o zaszczepieniu się zelektryzowały scenę polityczną w trakcie Wielkanocy. I będą mieć konsekwencje w kolejnych dniach.
Politycy opozycji sugerują, że sytuacja w Rzeszowie to efekt kampanii wyborczej. 9 maja mają się tam odbyć wybory prezydenckie po rezygnacji Tadeusza Ferenca. PiS postawiło na wojewodę Ewę Leniart. – Nie sądzę, aby działalność rządu w tym miejscu była przypadkowa – komentował w Polsat News Cezary Tomczyk, szef Klubu KO.
Politycy PiS wskazują jednak, że wysoka liczba szczepień w mieście (21,8 tys. szczepień pierwszą dawką w ostatnim tygodniu, co daje drugie miejsce w Polsce – jak wyliczył dr Rafał Mundry z Uniwersytetu Wrocławskiego) wynika przede wszystkim z tego, że szczepią się tam mieszkańcy regionu, a nie tylko mieszkańcy samego Rzeszowa.
Głos zabrał nawet koordynator Narodowego Programu Szczepień minister Michał Dworczyk. W poniedziałek odniósł się do sytuacji i zapowiedział konferencję prasową z wyjaśnieniami. „Liczby pokazują zaszczepionych w punktach szczepień, a nie liczbę zaszczepionych mieszkańców Rzeszowa. Wpływ na to ma także fakt, że duże punkty szczepień raportują w Rzeszowie szczepienia wykonane w terenie” – stwierdził Dworczyk w mediach społecznościowych. Z informacji podanych przez Dworczyka wynika, że na Podkarpaciu zaszczepiono 17 proc. populacji – to podobny wynik jak na Mazowszu (19 proc.) czy w Małopolsce (16 proc.).
Politycy opozycji, z którymi rozmawialiśmy, wskazują jednak, że problem nie leży w raportowaniu, ale w czymś innym. I że będą sprawdzać między innymi, czy – i na jaką skalę – w Rzeszowie oraz w innych miejscach mogły szczepić się osoby bez e-skierowania.