O wycofaniu żołnierzy i broni w miejscowości Zołote szef ukraińskiej dyplomacji Wadym Prystajko poinformował we wtorek wieczorem. Władze w Kijowie stwierdziły, że w ciągu 7 dni na tym odcinku nie doszło do ostrzałów ze strony sterowanych przez Rosję separatystów z samozwańczej republiki ługańskiej. Wycofanie sił monitorują obserwatorzy OBWE, którzy potwierdzili w środę, że proces już trwa.
W ten sposób powstanie czterokilometrowa „szara strefa". To dopiero początek. Ukraińska armia deklaruje gotowość wycofania sił na całej linii frontu – to około 420 kilometrów.
– To pozytywny krok, ponieważ takie wycofanie zmniejszy ryzyko kolejnych strat. Czterokilometrowa strefa uniemożliwia działalność snajperów, od których kul giną nasi żołnierze. Oczywiście to nie jest odległość dla artylerii, ale każdy ostrzał będzie odnotowywany – mówi „Rzeczpospolitej" mjr Ołeksij Arestowycz, ukraiński analityk wojskowy i były funkcjonariusz wywiadu wojskowego. Nie zgadza się z argumentami przeciwników wycofania żołnierzy.
We wtorek wieczorem pod biurem prezydenta protestowało kilkuset aktywistów z nacjonalistycznego Korpusu Narodowego. Ich lider Andrij Bilecki twierdzi, że po wycofaniu ukraińskiej armii wkroczą tam prorosyjskie siły. Zaapelował do „wszystkich chętnych", by dołączali do oddziałów ochotniczych i jechali do Donbasu. – Pozycje naszej armii będą jeszcze mocniejsze. Każda ofensywa będzie się teraz wiązała ze stratami, ponieważ przeciwnik będzie musiał wkroczyć w strefę, która będzie na całodobowym celowniku. Teraz wszystko zależy od tego, z czym wróci z Paryża Zełenski – dodaje.
Doradca Kremla Władisław Surkow wycofanie broni w Donbasie nazwał „pozytywnym krokiem" i zapowiedział, że po wycofaniu broni w miejscowości Petrowske będzie można rozpocząć przygotowania spotkania „czwórki normandzkiej". Wycofanie sił na tym drugim odcinku jest już przygotowywane, ale Kijów nie zdradza, kiedy dokładnie się rozpocznie.