Nieruchomości komercyjne w Europie Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim w Polsce, wciąż przyciągają inwestorów. Czy w obliczu nadciągającego spowolnienia ta sytuacja się utrzyma? Na to pytanie postanowili odpowiedzieć eksperci BNP Paribas Real Estate w raporcie „What’s Up CEE?” skierowanym do uczestników niedawnych targów Expo Real w Monachium. To obok targów MIPIM w Cannes kluczowa impreza o randze międzynarodowej. Wnioski z raportu „Rzeczpospolita" publikuje jako pierwsza.
Znaczna odporność
W ciągu ostatnich pięciu lat rynek Europy Środkowo-Wschodniej – rozumiany jako Polska, Czechy, Węgry i Rumunia – rósł skokowo i zyskał ugruntowaną przychylność inwestorów. W 2018 r. padł rekord: fundusze przeznaczyły na zakupy 12,6 mld euro, o 12 proc. więcej niż rok wcześniej – wynika z szacunków analityków BNP Paribas Real Estate. W I połowie 2019 r. wartość transakcji wyniosła 5,45 mld euro, co oznacza wzrost o 8 proc. oraz zapowiada kolejny bardzo silny rok.
Region przyciąga inwestorów znacznie wyższym niż na zachodzie kontynentu tempem wzrostu gospodarek, niskim bezrobociem, wzrostem siły nabywczej ludności i ciągłą poprawą infrastruktury. Fundusze mogą tu uzyskać lepsze stopy zwrotu niż na dojrzałych rynkach Europy, nabywając do portfeli budynki o równie wysokiej jakości.
Polska jest największym rynkiem Europy Środkowo-Wschodniej. W ub.r. inwestorzy ulokowali u nas 7,33 mld euro, czyli najwięcej w historii. Specyfiką Polski jest to, że nieruchomości dostępne są nie tylko w stolicy, ale w kilku aglomeracjach, postrzeganych jako równie atrakcyjne.
U naszych południowych sąsiadów wartość ubiegłorocznych transakcji wyniosła 2,59 mld euro, na Węgrzech – 1,74 mld euro, a w Rumunii 0,96 mld euro.